niedziela, 30 grudnia 2012

NA ODCHODNE





Jego żywot dobiega końca. Odchodzi bez fanfar. Osobiście żałuję, że w ostatniej drodze nie towarzyszy mu rząd małych kroków, niekompetentny, bez społecznej wyobraźni.. Jaki był rok 2012 dla obywateli III RP? Dla bogatych bardzo dobry. Płacą oni bowiem najniższe podatki w Europie i narzekają, chyba dla odwrócenia uwagi. Dla zwykłych ludzi fatalny. Jak wynika z danych statystycznych 4 miliony Polaków żyło w 2012 roku „poniżej wskaźnika skrajnego ubóstwa”.
Pojutrze panegiryści poinformują nas, że mimo kryzysu rok 2012 obfitował ważnymi dokonaniami. Nie będą bredzić o Zielonej Wyspie, ale uznają, że „Euro 2012″ było dla Polski niebywałym sukcesem. O finansach nie wspomną, bo sukcesu finansowego nie odnotowano. Przemilczą kompromitujący fakt, że dokopaliśmy „Ruskim” … na ulicach oczywiście, wedle polskiego porzekadła: Gość w dom, Bóg w dom”.
Godzi się przypomnieć, że rząd Donalda Tuska ponosi odpowiedzialność za „sukces Euro 2012″ tylko w połowie, albowiem został wrobiony w imprezę przez PiS – partię narodowej megalomani, która usiłowała pokazać, że biedne państwo, zwane Polską, może udźwignąć ciężar finansowy imprezy.
W roku 2012 rząd premiera Tuska nie poradził sobie z problemami społecznymi. Aby ratować własne cztery litery zaoszczędził na emerytach sięgając do ich kieszeni. Pierwszy raz, gdy zmniejszył waloryzację emerytur, w imię sprawiedliwej równości, premii sobie nie zmniejszył, bo się nie pochwalił. Drugi raz, gdy zrefundował dopłaty do leków. Według moich obliczeń na najbiedniejszych rząd zaoszczędził około, bagatela, 3 miliardy złotych!!! Palcem nie ruszył, by rozwiązać kwestię umów śmieciowych. Prawie 3 700 000 obywateli pracuje na umowach śmieciowych. Oznacza to, że znaleźli się poza systemem emerytalnym. Rząd nie poradził sobie z bezrobociem (spędzi ten fakt na kryzys), na koniec listopada 2012 roku było w Polsce 2.058 000 osób bez pracy, 1 723 700 osób (83,8%) nie otrzymywało zasiłku. Prawdziwy sukces !
W roku 2012 następowała dalsza degradacja służby zdrowia i kolei. Zaplanowana budowa autostrad poniosła fiasko. Piękne stadiony przyniosły straty. Stadion Narodowy 21 milionów. O usterkach technicznych nie wspominam. Rząd się wyżywi, a za jego nieudolność zapłacą zwykli ludzie.
O dalszym zadłużeniu państwa nie wspominam, pomijam afery i inne sukcesy.
Nie życzę pomyślnego Nowego Roku, najbiedniejszym życzę przetrwania. Nie wierzcie w obietnice rządu.

wtorek, 25 grudnia 2012

HEJ KOLĘDA, KOLĘDA-UNOWOCZEŚNIONA


Naoglądałem się w różnych telewizjach, nasłuchałem w radiach i naczytałem w mediach papierowych dostojnych ojców kościelnych, filozofów i uczonych o szkodliwości konsumpcyjnego trybu życia i szale przedświątecznych zakupów, które zabiją duchowość człowieka. Na marginesie wspomnę, że wszyscy panowie i ci w sukienkach i w garniturach nie wyglądali na zabiedzonych, a kilku z nich mieszka w pałacach niebieskich i zajebistych willach, płotami odgodzonymi od ludu uduchowionego. Nie potępiam konsumpcji, ale nie akceptuję ustroju, w którym jednych stać na rozpasane żarcie, a innych nie stać na chleb.
Nie kupiłem więc Reni na święta perfum czy jakichś świecidełek, ale dwie płytki z kolędami. Nie jestem patriotą, kupiłem jednak kolędy polskie w wykonaniu Mazowsza i Golec Orkiestry, a to ze względu na kolędę „Oj, maluśki, maluśki”. Ta kolęda podobnie jak „Międzynarodówka” wzrusza mnie najbardziej i wyciska łzy z moich oczu. Obie pieśni poświęcone są niedoli człowieczej.
Co mnie uderzyło w polskich kolędach w wykonaniu obu zespołów to zmiany w tekstach. Moja Babcia i Mama śpiewały:
„Maryja Panna, Maryja Panna
Dzieciątko piastuje
A Józef stary, a Józef stary
On je pielęgnuje” Teraz słowo „stary” zastąpiono słowem „święty”, nie wiem czy z nakazu czy z nadgorliwości. Wszak w dniu narodzenia Jezuska, cieśla Józef, chyba świętym jeszcze nie był. Że nim został nie „dziwota” jak mawiała moja Babcia. Poślubić w tamtych surowych czasach dziewczynę w ciąży było nielada wyczynem.
Jezus z Nazaretu, urodzony w Betlejem zapoczątkował zmianę świata. Stworzył maluczkim nadzieję Królestwa Niebieskiego i zapewnił ich, że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogacz przez bramę niebieską. Nie wezwał biednych do buntu, ale posiał ziarno nadziei i został uznany obrońcą maluczkich duchem i ubogich. Niestety jego urzędnicy na padole ziemskim odeszli od tej szlachetnej idei, od czasu, gdy cesarz Konstantyn obdarował ich dobrami i uczynił z nich współpracowników elit rządzących cesarstwami i państwami. Za naszych czasów najwyzsi przedstawiciele Jezusa stłumili teologię wyzwolenia, w jej kolebce w Brazylii, zanim zdołała zorganizować biednych w siłę. Za to prezydent Lulu, socjalista, bez pomocy sług Bożych poprawił egzystencję najuboższych.
We Francji prezydent Hollande, też socjalista, dotrzymując przedwyborczych obietnic podwyższył podatek dla najbogatszych do 75 procent. Kilku uciekło z Francji, a wśród nich aktor Depardieu. Wszyscy nie uciekną, bo inne rządy też będą musiały podnieść podatki najbogatszym. Innej drogi nie ma. Zdają sobie z tego sprawę najświatlejsi najbogatsi. Najwięcej ich w Stanach Zjednoczonych. Przecież każdy rozumny człowiek pragnie znaleźć się w niebie i uniknąć rewolucji.

czwartek, 20 grudnia 2012


Oooo… MOTYLA NOGA!

Nie wypadało w tytule użyć słowa „kurwa” skorzystałem, więc z synonimu podrzuconego przez episkopat. Ale naprawdę jestem wkurwiony, jak rzadko kiedy. A do stanu wrzenia doprowadził mnie CBOS.
Według badań przeprowadzonych przez tą instytucję 49 procent Polaków ocenia, że rok 2012 był dla nich dobry. Ciekawy jestem w jakiej grupie podatkowej CBOS przeprowadzał badania. Ile osób pracujących na umowach śmieciowych zapytał o ocenę odchodzącego roku? Rząd ogłasza alarm kryzysowy, fabryki zmniejszają zatrudnienie (fiat Tychy), małe firmy bankrutują, a Polacy się cieszą. CBOS żartuje sobie z mieszkańców krainy między Odrą, a Bugiem. Bowiem jeśli się doda 18 proc źle oceniających 2012 rok i doda do tego 33 procent oceniających „ani źle ani dobrze” to wyjdzie 51 procent tyle, że zmanipulowane.
Sukcesy mamy także w budownictwie…stadionów. Piękne, to prawda, tyle, że przynoszące straty! Narodowy wypracował 21 milinów złotych strat. Pewien „głupol” powiedział w TVN, że 10 milionów strat można uznać za sukces. I to mnie wkurwia, a jak kto woli motylonoguje.
Trybunał Konstytucyjny orzekł dzisiaj, że waloryzacja kwotowa emerytur, wprowadzona przez rząd Zielonej Wyspy, nie narusza konstytucji, bo jest kryzys. I konstytucje należy przystosować do kryzysu. Jeśli Trybunał Konstytucyjny miast chronić prawo zaczyna uprawiać politykę to ja mogę powiedzieć …Oooo kurwa!

czwartek, 13 grudnia 2012

PASKUDNA NOC



Gdy nieoceniona TVN poinformowała mnie, że pan Prezydent III RP, zapalił w oknie świeczkę, pomyślałem w pierwszej chwili, że zgasł żyrandol w Pałacu Namiestnikowskim, a w następnej, że spadł i uderzył pana Prezydenta w głowę. Na szczęście moje przypuszczenia okazały się niesłuszne! Pan Prezydent zapalił świeczkę z pełnym rozmysłem i chyba w przytomności umysłu. Chciał bowiem, ten dobry człowiek, przypomnieć narodowi ”paskudną noc” – 13 grudnia 1981 roku i przywołać szlachetne duchy Pierwszej „Solidarności”, tej „Solidarności”, która obiecała raj nad Wisłą…
Przemiła lektorka TVN zachęciła widzów, aby poszli w ślady pana Prezydenta. Natychmiast zadzwoniłem do przyjaciela, (właściciela samochodu) i zaproponowałem mu wycieczkę po Warszawie. Z Mokotowa pojechaliśmy na Ursynów, Stegny, Muranów, Mariensztat - pozostałości po komunizmie, aby zobaczyć płonące świeczki. W żadnym oknie nie zauważyliśmy ani jednej świeczki. To komusze siedliska, zgodnie stwierdziliśmy. Udaliśmy się do Wilanowa, gdzie z pewnością mieszkają beneficjenci III RP. Tu też świeczki nie migotały płomieniami minionych wspomnień. Dlaczego?
Taka już jest – odpowiedział przyjaciel - natura normalnego człowieka, że paskudnych przeżyć nie wspomina, jeśli nie jest masochistą. Dlatego apel pana Prezydenta trafił w pustkę.
W miarę upływu czasu od „paskudnej nocy” opisy epoki „komunizmu” nabierają grozy, zastępy bohaterów rosną jak grzyby po deszczu. Postsolidarnościowi działacze, sprawujący obecnie władzę w Polsce, usiłują w ten sposób ukryć swoją bezradność w rządzeniu państwem, brak kompetencji i uczciwości. Nie stać ich na rzetelny bilans dokonań. Gdyby chcieli go przedstawić, musieliby zacząć od realizacji 21 postulatów. A to jest niewygodne. Musieliby wytłumaczyć się z nędzy, w której pogrążyli miliony obywateli, bezrobocia i bezdomności. Wszystkie te zjawiska przypisują kryzysowi. A to jest nieuczciwe.
Pana Prezydenta zachęcem, aby przeczytał kilka książek:
1. Andrzej Walicki- „Polskie zmagania z wolnościa”
2. Tadeusz Kowalik- „www POLSKA TRANSFORMACJA.pl”
3. Witold Kieżun- ”PATOLOGIA TRANSFORMACJI”
Szanowny panie Prezydencie, proszę mi wierzyć, że zrobiło mi się przykro po objeździe warszawskich dzielnic i osiedli. Aby nie czuł się Pan osamotniony, wczoraj wieczorem zapaliłem w swoim oknie ogarek

niedziela, 9 grudnia 2012

CO NAM GROZI


Pan profesor Leszek Balcerowicz, formalny legalizator koncepcji rozwoju Polski, opracowanej przez Sorosa – Sachsa, nazwanej później „szokową terapią”, albo transformacją Balcerowicza, skutki której najbiedniejsze warstwy społeczeństa czyli zwykli ludzie, odczuwają do dziś, ogłosił w telewizji, że kolejki w przychodniach i szpitalach w Polsce można zmniejszyć wprowadzając choćby minimalne, symboliczne opłaty. Kto mu podsunął ten pomysł jeszcze nie wiadomo, wiadomio natomiast co grozi zwykłym ludziom zrealizowanie przez rząd neoliberalny tej koncepcji.
Nie wiem w jakich przychodniach i klinikach leczy się pan prof. Leszek Balcerowicz, wiem natomiast, że nie ma on najmniejszego pojęcia o organizacji i funkcjonowaniu polskiej służby zdrowia. Polska służba zdrowia oparta jest na nieufności i podejrzliwości. Władze panśtwa nie ufają lekarzom i pacjentom, co jest źródłem rozkwitu biurokracji. A przy tym przedstawiciele rządu bezczelnie kłamią. Wspomnę tylko o tym, że 35 procent lekarzy w kraju nie podpisało umów z NFZ, bo uznało je za poniżające.
Lekarze pierwszego kontaktu przestali leczyć, kierują pacjentów do specjalistów i wypisują recepty. Ostatnia lekarka pierwszego kontaktu, zbadała mnie dwa lata temu. Trzej lekarze, jej następcy, którzy mnie przez dwa lata leczyli, nigdy mnie nie zbadali. Przynoszę im papierki od specjalistów, a oni na tej podstawie wypisują recepty. Lekarze specjaliści nie mają prawa dać mi więcej leków niż na trzy miesiące. Tymczasem tuż za miedzą wypisują recepty na pół roku, a nieco dalej na rok. Recepta zarejestrowana w jednej aptece funkcjonuje we wszystkich aptekach kraju. Pacjent nie może kupić więcej leków niż zapisano. W Polsce jednolity program komputerowy nie funkcjonuje. Mam nadzieję, że 1,5 miliarda złotych, które rząd D.Tuska wyciągnie, w tym roku, z naszych kieszeni przy zakupie leków przeznaczy na stworzenie systemu komputerowego.
Gdy po wprowadzeniu haniebnej ustawy o refundacji leków idę do lekarza pierwszego kontaktu szpera on w książeczce, by wpisać procent refundacji. A kolejka za drzwiami rośnie. Tu jest pies pogrzebany. Przykładów można przytoczyć więcej.
Sięgnąć do kieszeni pacjentów, panie profesorze Balcerowicz, potrafi każdy głupiec.

środa, 5 grudnia 2012

NA ŚMIETNIK


NA ŚMIETNIK

Zamieszczam dwa zdjęcia śmietników szwajcarskich, w związku z ustawą śmieciową, przygotowaną przez Platformę Obywatelską i uchwaloną w Sejmie.
Żyjemy w państwie umów śmieciowych i śmierdzących śmietników. Rząd Zielonej Wyspy nie radzi sobie ani z umowami śmieciowymi, ani ze śmierdzącymi śmietnikami. A rząd szwajcarski sobie poradził . Wiem, powiecie: Szwajcaria to bogate państwo i jej przykład do Polski nie pasuje. Szwajcaria jest bogata, bo jej rząd rozwiązał problemy śmieciowe.
Śmieci w Szwajcarii są jednym ze źródeł bogactwa. Opowiem w kilku zdaniach, dlaczego Szwajcarzy czerpią zyski ze śmieci.
W Szwajcarii każdy mieszkaniec płaci za wywożenie śmieci. Leniwy, któremu nie chce się segregować śmieci kupuje worek foliowy w sklepie (worek np. 35 litrowy kosztuje 1franka i 70 rapów, mniejszy proporcjonalnie taniej, a większy drożej). Wkłada do tego worka różnorodne śmieci i wynosi do sterylnie czystego śmietnika bądź wystawia w określonym dniu przed własnym domem.
Pracowici Szwajcarzy śmieci segregują. Oddzielnie butelki po winie według kolorów, odzielnie papier, plastik, metal. Tak posegregowane odpady wynosszą do śmietników pokazanych na zdjęciach. Wyrzucają je do sterylnie czystych pojemników za darmo!!! Te srebrne pojemniki są każdego ranka myte płynami przez pracownika służb miejskich. Zawsze o tej samej porze, bez względu na pogodę. Wyroby wyprodukowane z materiałów z odzysku są tańsze, a informacja widnieje na etykiecie towaru.
Polski Sejm wypichcił ustawę, która spędza sen z powiek samorządowcom. Nie pierwsza to ustawa, która nadaje się na śmietnik, wymagająca nowelizacji. A wystarczyło wysłać kilka osób do państw cywilizowanych, aby zobaczyli jak tam rozwiązano problem śmieci.
Polska jest, pod rządami Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, krajem dziwacznym. Trawa na stadionach wybudowanych za miliardy nie chce rosnąć, dachu nie można zamknąć, autostrady budowane są tylko częściowo, firmy je budujące bankrutują. Koleje w UE jeżdżą coraz szybciej, u nas coraz wolniej, za to kolejki do lekarzy specjalistów wydłużają się, czas oczekiwania wzrósł z trzech miesięcy do pół roku, przynajmniej w tej dziedzinie coś rośnie. Minister sprawiedliwości literę prawa ma w nosie, może dlatego uchwala się ustawy nadające się na śmietnik.
Założę się o wszystko co mam, że w tej kadencji problemu śmieci rząd nie rozwiąże. Zdjęcia ze stolicy, zrobione 5.12.2012 roku, dedykuję naszemu rządowi ukochanemu.


Brak powiązanych notek.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

CHORA METAFORA


CHORA METAFORA

Magister filozofii, twórca ruchu własnego imienia, poseł na Sejm, pan Janusz Palikot udzielił wywiadu. „Gazeta Wyborcza” zamieściła wynurzenia „polityka” w poczytnym „Magazynie Świątecznym” (1-2 grudnia 2012 ), wraz ze zdjęciem libertyna „w kościele w Dzierwanach”. Czyżby Palikot wybudował w Dzierwanach świątynię własnego imienia? A może to zdjęcie w kościele to jeszcze jeden dowcip pana Janusza?
Wywiad opatrzony tytułem „Muszę być chamem” dowodzi, że reprezentant narodu osiągnął szczyt swoich możliwości intelektualnych. Zaczyna bowiem obrażać własnych wyborców. Oznajmia bez ogródek: „Jak będę mówić tylko mądre rzeczy, to naprawdę będę miał tylko 4 proc.poparcia”. W wyborach ruch im. Palikota uzyskał 10,02% poparcia. Znaczy to, że 6 proc. popierających go to chamy, głupole i ciemniaki, a tylko 4 proc. to ludzie zasługujący na miano inteligentów! Ale to szczere wyznanie jest zaledwie wstępem do wynurzeń magistra filozofii. Odwołuje on na dwuch stronach „Magazynu” wcześniejsze swoje wypowiedzi. W kwietniu br powiedział, że „Gowin zachowuje się jak katolicka ciota”. Zaś w grudniu br.:” Wycofuję się z tego”. Czyżby pobyt „w kościele w Dzierwanach” sprawił tę skruchę? W styczniu 2009 roku z właściwym sobie wdziękiem pytał: ” Ja, nie pytany, oświadczam, że jednoznacznie preferuję kobiety, a pan, panie Jarosławie?” W tym pytaniu nie mogę doszukać się wpływu kościoła w Dzierwanach. Filozof z Biłgoraja musiał zahaczyć o dno piekieł. Bo w grudniu 2012 roku: „- Z tego się wycofuję”.
Prawdę mówiąc powinienem pochwalić posła za odwagę przyznania się do błędu. Ale wierzyć mu nie mogę. Nie mam pewnoci, że za kilka miesięcy nie odwoła swoich słów opublikowanych na łamach „GW”.
Cały ten wywiad w ”Wyborczej” dowodzi, że Janusz Palikot utracił pewność siebie, że miota się jak ryba złowiona w sieć w jeziorze Hańcza. Gorączkowo usiłuje zwerbować popleczników. Słupki poparcia kurczą się. Zwolennicy mają już dosyć igrzysk, czekają teraz na chleb.
Osobiście żałuję, kto nas teraz będzie rozweselał? Zbigniew Ziobro, powiadacie…
Nie znoszę brzęku kajdanek. 

czwartek, 29 listopada 2012


PAN PREZYDENT w JÓZEFOWIE

Przedwczoraj (28.11. 2012) TVN w Faktach, jako ostatni (ciekawostkowy, lekki, rozrywkowy) zamieściła temat o wizycie w JÓZEFOWIE pana Prezydenta III RP , gdzie w ciężkich czasach komunizmu mieszkał przez pewien czas wraz z rodzicami. Otrzymał za to honorowe obywatelstwo, gratulacje i serca mieszkańców miasteczka. W rewanżu pan Prezydent podarował panu Burmistrzowi własne zdjęcie w krótkich porciętach.
Po zakończeniu patriotyczno- sentymentalnej uroczystości wzruszony pan Prezydent wspominał ciężkie czasy i ludzi, u których pobierał pierwsze nauki. Wzruszyły mnie te wspomnienia, albowiem pan Prezydent w ciepłych słowach mówił o milicjancie obywatelskim, złodzieju i prostytutce. Byli to ludzie zdaniem pana Prezydenta dobrzy. Złodziej nie kradł, milicjant obywatelski nie zakuwał w kajdanki, jak dawała prostytutka pan Prezydent nie wyjaśnił. Mam nadzieję, że pan Profesor Tomasz Nałęcz opowie nam w krótce o szczegółach.
Po wysłuchaniu wspomnień zadałem sobie kilka pytań. Dlaczego naprzykład złodziej nie kradł? Jak miał kraść skoro w komunizmie nie było nic do podwędzenia, nie mógł kraść bez przerwy octu. Dlaczego milicjant obywatelski nie zakładał kajdanek? Pewno zabrakło i nie dostał. Po co mu były kajdanki skoro złodziej nie kradł.
Teraz, gdy chłopiec w krótkich spodenkach mieszka w Pałacu Namiestnikowskim i jest Pierwszym Obywatelem Najjaśniejszej III RP to co innego. Złodzieje kradną, policjanci państwowi mają kajdanki, a prostytutki… umilają życie panów bez ograniczeń i nie po wygórowanych cenach.

środa, 28 listopada 2012


NIE POZWOLĘ, „Nie pozwolimy”

Pan Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia dał dziś (28.11.2012) popis w TVN24. Niebywały, śmieszny, świadczący o bezradności i partactwie. Oznajmił mianowicie „nie pozwolę”… litościwa TVN24 na żółtym pasku już po występie ministra zamieniła „nie pozwolę” na „nie pozwolimy”…, by Jarosław Kaczyński uprawiał politykę strasząc dzieci.
Pytam zatem czy minister rządu Donalda Tuska ma uprawnienia, aby nie pozwolić liderowi PiS krytykować swoje ministerialne partactwo i nieudolność? Czy konstytucja daje ministrowi takie prawo?
Do dziennikarzy TVN24 kieruję pytanie dotyczące napisu na żółtym pasku: co znaczy „nie pozwolimy”? Czy dziennikarze TVN24 wspólnie z panem ministrem zamkną buzię Jarosławowi Kaczyńskiemu? Czy dziennikarze mają takie prawo? Dla jasności dodam, że nie głosowałem i nigdy nie będę głosował na PiS, ale będę protestował, gdy jakikolwiek minister, rząd, telewizją zechcą opozycji i obywatelom odebrać prawo do krytyki.
Pan Jarosław Kaczyński słusznie skrytykował bezradnego ministra. W służbie zdrowia dzieją się rzeczy niedopuszczalne. Na wizytę u specjalisty czekam równe sześć miesięcy.
Pan Arłukowicz zasłonił się dziś, jak zwykle, wybitnymi profesjonalistami. Powiedział, że najtęższe umysły głowią się nad tym jak polepszyć działalność służby zdrowia. To samo mówił, gdy wcielał w życie ustawę przeciw, której głosował. Blablał, że kieruje się dobrem ludzi chorych. Blablanie pana ministra sprawiło, że wydaję na leki 400 złotych (czterysta złotych) miesięcznie więcej niż przed haniebną ustawą. To upoważnia mnie do pytania: ile minister Arłukowicz zamierza zaoszczędzić na dzieciach?
Czy mu na to pozwolimy?

niedziela, 25 listopada 2012



WON z COKOŁU


Tego się nie spodziewałem. Moja ulubiona „Gazeta Wyborcza” strąca z cokołu Michaiła Chodorkowskiego, bohatera rosyjskiej wolności i demokracji! Zrzuca z cokołu „bohatera” artykułem Wacława Radziwinowicza pod znamiennym tytułem: „Kombinator, który został męczennikiem”. Wiele razy zadawałem pytanie, prosiłem, aby wytłumaczono mi, w jaki sposób w ciągu kilku lat zostaje się miliarderem? Prośby i pytania pozostawały bez odpowiedzi. Wacław Radziwinowicz uchyla rąbka tajemnicy. W artykule pokazuje jak rozkradano majątek Rosji i jak komsomolec, Michaił Chodorkowski, bezwzgłedny i zdeterminowany wspinał się na szczyt góry. Pisze też za co go skazano. „Chodorkowski i jego wspólnik Płaton Lebiediew zostali skazani dwukrotnie w sumie na karę po 13 lat łagru każdy. Pierwszy raz za to, że nie zapłacił podatków za ropę sprzedaną przez Jukos. Drugi za to, że ukradli wszystko, a nawet nieco więcej, niż wydobyła ich spółka”
Nie tak dawno odwiedziła nas serdeczna koleżanka. Z wypiekami na twarzy opowiadała, że wraca własnie z pokazu filmu o Chodorkowskim, którego gnębi stupajka Putin. Nie kryła oburzenia i słów potępienia dla cara Rosji. Zapytałem nieśmiało czy polscy twórcy „dokumentu” pokazali przy pomocy jakiego środka transportu odwiedza łagiernika jego żona? Nie pokazali prywatnego odrzutowca. Twórcy dokumentu z BBC pokazali.
Wacław Radziwinowicz pisze, że były komsomolec w łagrze „nauczył się i polubił pisać, systematycznie publikuje artykuły w niezależnej prasie rosyjskiej i za granicą. Z więzienia prowadzi ożywioną korespondencję z wieloma znanymi ludźmi”. Menu skazańca nie ujawnia prawdopodobnie przez nieuwagę.
Skoro katorżnik prowadzi tak bogatą działalność intelektualną, to z dyktaturą cara Putina musi być coś nie w porzaku. Czyżby „Gazeta Wyborcza”, moja ulubiona, zamierzała odpuścić Putinowi?
Co to, to nie. Niestrudzony krytyk Putina pisze: „Putin zakwalifikował jednak Chodorkowskiego jako tego, który chciał ukraść Rosji całą jej ropę. Dlatego ma siedzieć.
A Jukos i Sibnieft nie dostały się żadnej międzynarodowej korporacji, tylko państwowym, kontrolowanym przez Kreml spółkom – pierwszy Rostnieftowi, druga – Gazpromowi”.
Gdyby Putin oddał bogactwo Rosji firmom zagranicznym, Wacław Radziwinowicz z pewnością nie smagałby cara Rosji knutem krytyki.

piątek, 23 listopada 2012


CAŁUSY WIEJSKIE

Wygrana pana Janusza Piechocińskiego z panem prezesem Waldemarem Pawlakiem stała się na kilka dni polityczną sensacją. Dwaj bohaterowie nie kryli zdziwienia, wszak wicepremier i prezes miał ugruntowaną pozycję w partii. Szalę przechyliły młode wilczki na korzyść Piechocińskiego.
Zwycięzca sprawiał wrażenie nie tylko zaskoczonego, ale, tak mi się wydaje, wystraszonego. Chłopska przezorność kazała mu stłumić radość z sukcesu. Klękał więc i mówił, że nie jest żadnym prezesem, ale służącym czy sługą. Zarzekał się, że nie wejdzie do rządu tylko będzie unowocześniał partię- Polskie Stronnictwo Ludowe, aby w siłę rosło i plon przyniosło bogaty, w postaci mandatów w Wysokiej Izbie w następnych wyborach.
Nie podzielam powszechnej niemal krytyki PSL panoszącej się w mediach. Oceniam partię chłopów polskich pozytywnie za jej rozsądek i trzeźwość postępowania. Jest to jedyna partia, która nie straciła rozumu. Razi mnie u ludowców nadmierna przykościelność, demonstracyjnie okazywana. Wieś nie jest aż tak klerykalna, jak jej liderzy.
Nowy prezes Piechociński wniesie do partii z pewnością wiele nowego jeśli nie da się spacyfikować starym wygom. Znalazł się bowiem w dość trudnej sytuacji. Nie przewidział, że jeśli nie wejdzie do rządu spotka się z ostrą krytyką własnego środowiska. Objęcie stanowiska wicepremiera będzie dla niego wielkim ryzykiem. Wszak Donald Tusk, zwolennik drobnych kroczków, prochu nie wymyśli i ma już z górki. W ciągu trzech lat PiS tak się ośmieszy, że przestanie być groźny, straci na tym PO, a z nią PSL. Zresztą dziś nie ma pewności czy PO dotrwa w obecnym składzie do wyborów.
Musi więc nowy prezes mocno pogłówkować nad tym jak wyjść z tej kłopotliwej sytuacji bez strat, grożących partii i jemu osobiście.
Ceremoniał przejmowania prezesury obfitował w wiele ciekawych zdarzeń. Część działaczy demonstrowała wprost swoją niechęć wobec nowego lidera. Mądry i praktyczny Waldemar Pawlak nie potrafił godnie oddać władzy. Przykład?
Żegnano prezesa czule i serdecznie. Ustawiła się nawet długa kolejka, gdy nowy prezes chciał ucałować starego ten powstrzymał go stanowczym gestem i buzi nie dał. Piechociński musiał obejść się smakiem.
W mojej rodzinnej wsi śpiweają: Na kapuście drobne liście nie dam buzi organiście

WOJNA TROTYLOWA

Mój przyjaciel, Ryszard Frelek, w
„Najkrótszej Historii Dyplomacji” napisał, że: „…w ciągu 5559 lat, jakie
upłynęły od pierwszej poświadczonej przez archeologię cywilizacji sumeryjskiej
do II wojny światowej , ludzkość wdała się aż w 14513 wojen (słownie :
czternaście tysięcy pięćset trzynaście), co średnio oznaczało trzy wojny
rocznie”.
Z awantur starożytnych najbardziej podobała
mi się wojna trojańska, Parys miał przynajmniej powód- piękną Helenę- dla
spowodowania wojny. Ze współczesnych moją uwagę zwróciła wojna trotylowa,
zwana także smoleńską, choć nie widzę w niej sensu.
Kaczyści zaatakowali trotylem, wzmocnionym
nitrogliceryną. Wybuch wstrząsnął posadami tuskistów, tym boleśniej, że
głównodowodzący kaczystów odkrył zbrodnię i przypisał ją… no sami wiecie komu.
Tuskiści odpowiedzieli czterema tonami
trotylu, saletry i innych komponentów chemicznych i aresztowali Brunona K,
który zamierzał te tony podrzucić z Krakowa na Wiejską w Warszawie i wysadzić w
powietrze obiekt, który wszyscy znamy i kochamy, wraz z jego zawartością.
Wczoraj Renia, moja ukochana żona, nie mogła
oderwać mnie od telewizora. Sensacja goniła sensację, a telewizje komercyjne i
publiczne prześcigały się w newsach, krew w żyłach mrożących. Ogromne wrażenie wywarły na mnie wybuchy
dokonywane przez niedoszłego zamachowca, który świadectwa pirotechniczne,
efektowne to prawda, filmował i gromadził pieczołowicie wraz z trotylem. Nasza
dzielna ABW, pochwyciła nie tylko sprawcę, ale także dowody przez niego
zgromadzone. Sąd nie będzie miał z pewnością żadnych trudności z ogłoszeniem
wyroku. Weźmie prawdopodobnie pod uwagę fakt, że Brunon K. nie miał złych
zamiarów, wszak sąsiedzi i studenci twierdzą niemal jednomyślnie, że Brunon K to człowiek spokojny,
a nawet uczynny, skłonił go do niecnego czynu gość ważny nie będący osobą
publiczną- celebrytą.Ważniak niepubliczny to chyba chwyt mający sparaliżować
przeciwnika.
Nie znam się ani na trotylu, ani saletrze,
nawozach sztucznych i przestarzałym telefonie komórkowym przy pomocy, którego
Brunon K zamierzał wysadzić w powietrze polski ring polityczny, dlatego nie
będę zajmował się niedoszłym terrorystą.
Interesuję mnie bowiem, dlaczego dwie partie
prawicowe, które wedle ostatniego sondażu ( CEBOS ) popiera 52% badanych
Polaków prowadzą bezsensowną wojnę miast zgodnie polepszać byt obywateli.
Większość posłów dwóch walecznych partii to ludzie bogobojni, piszę większość,
bo w PO jest kilku liberałów. Wierzącym i bogobojnym
wiara nakazuje miłość bliźniego.A tu ciągła wojna. Coś tu nie gra mości panowie.
Widocznie posłowie sądzą, że 52% obywateli
uwielbia bezsensowne bijatyki i polityczne awanturnictwo. Może mają rację? W
polskiej tradycji wojny są uwielbiane. Przypomnę tylko słowa jednej piosenki:
„Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani,
Że za tobą
idą, że za tobą idą chłopcy malowani.
Chłopcy malowani, sami wybierani…”
Dodam przez
Polaków wybierani.
Ogromnym zaskoczenie jest dla mnie reakcja
Internautów. Brunon K staje się bohaterem.
Wojna trotylowa jest złą wróżbą dla Polski.

czwartek, 15 listopada 2012


„EDWARD UTRACJUSZ”?

Profesor Zbigniew Mikołejko jest w naszej rodzinie wielkim autorytetem, naukowym i moralnym. „Żywoty świętych poprawione” lekturą obowiązkową, gdyby do czytania książek w naszej rodzinie, jak w szkole, trzeba było zmuszać. Renia, moja żona, często opowiada wnukom, że w czasach młodości poznała profesora w redakcji czasopisma „Społeczeństwo otwarte”, gdzie często bywał.
Dla mnie profesor jest wielkim uczonym, człowiekiem odważnym, potrafiącym przeciwstawić się powszechnie obowiązującym poglądom, głoszonym przez ludzi na stanowiskach i tysiącletnią instytucję.
Toteż lekturę „Magazynu Świątecznego” Gazety Wyborczej zacząłem od wywiadu Aleksandry Klich z Profesorem „ Wolne pytania wolnych ludzi”. Jak zawsze błyskotliwe sformułowania profesora, efektowne porównania i cenne odkrycia. Nic tylko klaskać!
Aż tu nagle: „Edward Utracjusz, „ludzki pan”, skorumpował społeczeństwo na masową skalę od sekretarza partii po robotnika. Nie trzeba było już pracować, wystarczyło sobie „zorganizować” czyli ukraść, załatwić pokornie schylając kark przed „systemem”. Popękały hierarchie wartości, porządek. Pozanikały role społeczne, do których były przywiązane prawa, ale i obowiązki”.
Czy to możliwe, aby wielki uczony nie znał słowa „utracjusz”?
Sięgam po „Słownik języka polskiego” (PWN-1981 r.) i czytam: „przestarzałe, „człowiek rozrzutny, lekkomyślnie wydający pieniądze; lekkoduch, hulaka”.
Kto więc wybudował zakłady pracy, szpitale, domy, drogi, skoro „nie trzeba było już pracować”? Niewolnicy pokornie schylający karki, kombinatorzy, załatwiacze”? Kto stworzył w ciągu dekady 2,1 miliona miejsc pracy?
Minęło ponad 22 lata „lepszego ustroju”, powstało bezrobocie, nie zdołano nawet sprzedać (zmarnować, rozkraść) tych zakładów, które za „Edwarda Utracjusza” zbudowali „zdeprawowani” Polacy. Dziś straszą opuszczone mury zakładów i miasta, dawniej tętniące życiem, które stały się obecnie siedliskami nędzy, np. Bytom. „Edward Utracjusz” popełnił błędy, ale nie aż takie, aby przypisać mu wszystkie nieprawości istniejące w „demokratycznym”, dzisiejszym państwie. Dlatego bronię „Edwarda Utracjusza”. Tak zostałem wychowany. Nie jestem zwolennikiem PiS, nie głosuję na tę partię, ale bronię Jarosława Kaczyńskiego, gdy jakiś żółtodziób porównuje go do Hitlera.
Boleję, że wielki autorytet intelektualny i moralny, pan prof. Zbigniew Mikołejko używa argumentów z poziomu brukowca.
Czy można zbudować państwo z wizji profesora Mikołejko, jeśli potępia się w czambuł dekadę „Edwarda Utracjusza”?

poniedziałek, 5 listopada 2012

PREZYDENT BEZ PAŃSTWA


    Media niezależne wysmagały patriotycznym biczem, miłościwie nam panujących: pana prezydenta Bronisława  Komorowskiego, panią marszałkę Ewę Kopacz, pana premiera Donalda Tuska i wielu pomniejszych celebrytów, że nie stawili się na II Patriotycznych Uroczystościach Pogrzebowych, prezydenta bez państwa, pana Ryszarda Kaczorowskiego.
   Ten skromny księgowy, 19 lipca 1989 roku, po nagłej śmierci  prezydenta na uchodźctwie, Kazimierza  Sabbata objął urząd prezydenta Polski. Było to wydarzenie w pewnym sensie groteskowe, bo w granicach Polskiej Rzeczpospolitej  Ludowej mościła już sobie gniazdko „Solidarność”, dla wielu synonim demokracji.
  W tym samym dniu 19 lipca 1989 roku, Zgromadzenie Narodowe wyłonione w wolnych wyborach, wybrało na prezydenta państwa polskiego Wojciecha Jaruzelskiego. Mieliśmy więc dwóch prezydentów, jednego, który stał na czele państwa i drugiego, który nie miał państwa i nikt go nie wybierał.  Ale szybko, ten bez państwa, niemal z dnia na dzień stawał się symbolem walki o wolność, równość  i braterstwo. Napisałem dwa ostatnie słowa z rozpędu, bo o równości w nowej demokracji nie było mowy, a tym bardziej o braterstwie Polaków.
  Każdy nowy ustrój potrzebuje własnych symboli.  Pan Ryszard Kaczorowski ozdobiony szarfą i gwiazdą srebrzystą nadawał się na ikonę nowej demokracji, jak nikt inny. Tragiczna śmierć w katastrofie smoleńskiej  nadała procesowi powstawania symbolu dramatycznego wymiaru.  Na jak długo?
   Swego czasu usiłowano z Jacka Kuronia, przesympatycznego kreatora zupek dla bezrobotnych, uczynić ikonę lewicy, bez sukcesów.  Bo na szczęście symbole zwykli ludzie wybierają sobie sami, bez nieustannego prania mózgów przez media niezależne.
  Dlatego nie znajduję uzasadnienia  dla patriotycznego bełkotu mediów z okazji Drugiego Pochówku Prezydenta bez Państwa. 

niedziela, 28 października 2012

SZTUKA ROZMYWANIA


 Pan Donald Tusk posiadł niezwykłą umiejętność. Ilekroć obieca, że zajmie się OSOBIŚCIE jakąś sprawą można mieć stuprocentową pewność, że sprawa się rozmyje. Kiedy obiecał, że przeniesie się z Alei Ujazdowskich na ulicę Wiejską, do Sejmu, aby osobiście dopilnować uchwalania ustaw, z przenosin, wirtualnych, nic nie wynikło, z rogu obfitości ustawy się nie wysypały.
Przykłady obietnic można mnożyć. Gdy wkraczał osobiście w wyjaśnianie afer, afery rozmywały się.
Teraz obiecał osobiście ustalić, w ciągu kilku godzin, kto ponosi odpowiedzialność za bezduszne potraktowanie nieszczęśliwej matki z Opola i okazało się, że winnych nie ma. Minister, któremu podlega policja nie podał się do dymisji, sąd jest w porządku, urzędnicy działali zgodnie z prawem. Kto jest zatem winien? Pan, panie premierze, bo nieszczęśliwą matkę i jej dzieci potraktowano jak zbrodniarzy, w państwie, którym pan rządzi.

piątek, 26 października 2012

BISKUP na LATARNI


Pierwsza wiadomość w Onecie trochę mnie zbulwersowała. Dowiedziałem się oto, że "biskup Piotr J". po pijanemu walnął toyotą w latarnię. Poniosło mnie i pod informacją napisałem, że dziwne jest prawo w moim państwie, które chroni panów w sukienkach...i parę uszczypliwości pod adresem dziennikarzy ukrywających nazwisko hierarchy. Biskupa nie krytykowałem.
Po chwili refleksji zrobiło mi się nawet żal biskupa, zacząłem mu współczuć, tak po prostu, po ludzku. Chociaż z Kościołem "powszechnym" nic mnie nie łączy już raz w nieodległej przeszłości zdarzyło mi się współczuć arcybiskupowi, Stanisławowi Wielgusowi, gdy publicznie poniżano go w Katedrze, a jeden "dostojnik" państwowy klaskał w Katedrze z radości (?). Współczułem arcybiskupowi, gdy władze Kościoła zabroniły mu dochodzić prawdy i bronić własnego honoru.
Teraz współczuję biskupowi, Piotrowi Jareckiemu, i zastanawiam się nad tym co skłoniło go do tego, że napity siadł za kierownicą? Może napił się gorzałki, bo przeżywa osobiste dramaty? Może się zakochał, a śluby złożone w młodości nie pozwalają mu na miłość do kobiety? Może popadł w konflikt z doktryną i usiłuje swoje rozterki zagłuszyć okowitą?
Przecież człowiek na poziomie intelektualnym biskupa pomocniczego nie sięga po kieliszek z błahych powodów.
Przyznaję, że biskup zyskał wręcz moją sympatię, gdy bez krętactw przyznał się do grzechu, wyraził skruchę i złożył swój los wręce papieża, Benedykta XVI!
A kiedy sam zaproponował dla siebie karę zacząłem go podziwiać. Zamierza bowiem przepracować społecznie dwadzieścia godzin miesięcznie dla pożytku publicznego. W tym momencie czarny z rogami i kosmatym ogonem zaczął mi sączyć do ucha pytania: czy praca społeczna biskupa będzie polegała na wygłoszeniu dla młodzieży kilku bezpłatnych prelekcji o szkodliwości picia gorzałki? A może zdecyduje się zamiatać chodniki na Marszałkowskiej? Biskup z miotłą w centrum stolicy to nie lada gratka! Aby wyrwać się z sideł czarnego krzyknąłem: apage, Satana!
Czy nie widzisz czorcie jeden, że biskup wszedł na ścieżkę świętości! Życzę mu w szczerej pokucie sukcesów. Bliski jest wszak dzień, gdy będzie podawany jako przykład wzorowej skruchy.
Jedno mnie tylko gnębi. Jak się zachowa niezawisły sąd doczesny? Zaakceptuje propozycję biskupa czy złagodzi karę?