niedziela, 18 lipca 2010

Krzyż pański z krzyżem...

Pan Jarosław Kaczyński przeszedł do frontalnego ataku. Znowu pojawili się w telewizji, odsunięci na czas wyborów Ziobro i Kurski. Bronią nie tylko krzyża (postawionego w państwie prawa) bez zezwolenia, ale domagają się prawdy o Smoleńsku. Czyżby nie wiedzieli, że prawda może okazać się bolesna? Wiedzą z pewnością, ze badania takiej katastrofy muszą trwać długo, ale cynicznie oskarżają rząd, że coś ukrywa, że Rosjanie spowodowali katastrofę. Takie chwyty trafiają na podatny grunt wśród pewnej części obywateli. Na dłuższą metę okażą się zgubne, bo ludzie zaczną zadawać sobie pytania. Wyniki śledztwa też mogą być dla PiS druzgocące.
Pytanie pierwsze: czy prezydent musiał lecieć do Katynia w trzy dni po pobycie tam premiera, który reprezentował na uroczystościach państwo polskie? Przecież fakt, że prezydent i premier nie mogli się w tej sprawie porozumieć dowodzi, iż Lech Kaczyński i Donald Tusk nie dorośli do pełnienia tak wysokich stanowisk państwowych. A co gorsze, że tragedia katyńska była dla nich kartą przetargową w nadchodzących wyborach. I Tusk i Kaczyński stworzyli bowiem taką sytuację w kraju, że kto jedzie do Katynia jest patriotą, a kto nie jedzie ten jest nieprawym obywatelem. Interesy swoich partii (formalnie prezydent wystąpił z PiS) przedłożyli nad interes państwa. To jest prawda tak oczywista, że aż banalna.
Teraz znowu podzielili obywateli państwa polskiego i nadal toczą wojny. Wojny zgubne dla społeczeństwa i państwa. Nadal zaślepieni sieją nienawiść, która sprawia, że Polacy stają się ludźmi nieufnymi i podejrzliwymi. Przestają szanować prawo, a co gorsza całe zastępy urzędników, którzy powinni prawa strzec nie potrafią go nawet wyegzekwować.