środa, 27 grudnia 2017

NA ODCHODNE (rok 1955)

Rok 1955 był dla mnie najważniejszy w życiu.  Dwunastego maja 1955 roku wzięliśmy z Renią ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego na Nowym Świecie w Warszawie. W tym samym dniu, na Krakowskim Przedmieściu, powstał Układ Warszawski, po którym nie ma już śladu, a nasze małżeństwo trwa nadal, bez sakramentu.                                                                                                                                      W czerwcu 1955 roku ukończyłem studia, a w lipcu podjąłem pracę.
Ślub wzięliśmy w Warszawie, a wesele odbyło się w Ciemniku, w powiecie stargardzkim.  Wyprawili je nam Irka, moja ciocia i jej mąż Franciszek Czerwionka.  Do Ciemnika przyjechało kilku naszych kolegów. Julek Bartosz został pojmany przez żołnierzy. Wybrał się bowiem z aparatem fotograficznym do lasu, gdzie został zatrzymany, bo w tym czasie w szczecińskich lasach trwały manewry. Na szczęście mąż mojej cioci Julci, Janek Marcinkowski był oficerem Wojska Polskiego, uczestniczył w weselu i potwierdził, że Julek nie jest szpiegiem tylko weselnikiem.
Pod koniec maja obroniłem pracę magisterską, a w czerwcu zostałem zwerbowany przez panią Felicję Fornalską, szefową kadr w Kancelarii Rady Państwa do pracy w tygodniku „Rada Narodowa”. Mój przyjaciel, Janek Czapczyński, też dał się skusić, bo również zawarł związek małżeński, a pani Felicja Fornalska gwarantowała mieszkania. Przez parę miesięcy mieszkaliśmy w hotelu sejmowym, który świecił pustką, sesje Sejmu odbywały się wtedy rzadko. Potem przenieśliśmy się do domku fińskiego, położonego w parku, tuż za Sejmem. Naszymi sąsiadami (domek obok) 




byli państwo profesorostwo Lefeldowie. Pan profesor dorabiał w Polskim Radio akompaniując artystom śpiewającym. Spikerzy zapowiadając występ solisty informowali : przy fortepianie Jerzy Lefeld. Pewnego dnia spiker zapowiedział: przy fortepianie leży Lefeld.                                                                                               Mieszkanie w domku fińskim Reni się podobało bardzo, bo romantycznie, wcześnie rano zbierała przed domkiem pieczarki. Domek fiński dzieliliśmy z Olą i Jankiem Czapczyńskimi, którzy mieszkali w większym pokoju, bo mieli już córeczkę Małgosię. Nam przypadł pokój mniejszy. Kuchnia i łazienka były wspólne. Obiady jadaliśmy w stołówce sejmowej, nie serwowano dań wyszukanch, ale smaczne i pożywne, a co najważniejsze nie drogie. Domek ogrzewaliśmy piecami, węgiel przechowywaliśmy w piwnicy.                                           W lutym 1956 roku Renia urodziła córeczkę, w szpitalu na Karowej. Po powrocie do domu, uznała, że trzeba rozebrać piec, bo po nagrzaniu pojawiały się na jego powierzchni szparki, co mogło grozić zaczadzeniem. Piec rozebraliśmy i wstawiliśmy nowy, metalowy, prezentujący się bardzo efektownie. Miał tylko jedną wadę, nie trzymał ciepła, jak ten rozebrany i w nocy musieliśmy rozpalać węgiel. Bo zimy w tamtych czasach były surowe.
Dodam jeszcze, że do domku wprowadziliśmy się z dwoma walizkami, udało nam się kupić tapczan, szafę i stół z krzesłami. Byliśmy szczęśliwi i pełni nadziei, które w dużej mierze się spełniły. Tak, tak, proszę Państwa, byliśmy szczęśliwi w PRL czyli w komunizmie, który to, komunizm obaliła wątła aktorka Joanna Szczepkowska, a teraz potężny, minister Błaszczak Mariusz usiłuje podkraść jej zasługi.