sobota, 26 października 2013

ROZKWIT DEMOKRACJI w PARTII AUTORYTARNEJ

Najważniejsza wiadomość medialna wieczoru (26.10.2013), w Platformie Autorytarnej, zwanej dla zmyłki Obywatelską, wybuchł wulkan demokracji. W Karpaczu, Jacek Protasiewicz, stronnik Donalda Tuska, w drugiej turze wyborów pokonał Grzegorza Schetynę "konkurenta" premiera. I to ma być niezbity dowód na rozkwit demokracji w III RP.
Tymczasem Platforma Obywatelska nie znosi, wręcz nienawidzi, inicjatyw obywateli. Wrzuciła do kosza półtora miliona podpisów obywateli w sprawie przedłużenia wieku emerytalnego. Teraz zamierza odrzucić milion podpisów obywateli w sprawie sześciolatków. Platforma Obywatelska dała dowód skundlenia politycznego wzywając obywateli do bojkotu referendum w Warszawie. Wspiera ją w dziele autorytarnych poczynań "bezpartyjny" prezydent, pan Bronisław Komorowski, człowiek pobożny i bogobojny, wszak religia, którą wyznaje jest autorytarna.
Platformersi i ich stronnik prezydent w prymitywny sposób pojmują demokrację, są przekonani, że skoro obywatele wybrali ich na drugą kadencję to nie powinni korzystać z praw zagwarantowanych w konstytucji. Dlatego przedstawiciele Platformy wybory we własnej partii usiłują przedstawić jako rozkwit demokracji. Nic więc dziwnego, że słupki poparcia kurczą się zauważalnie. Straszenie PiS-em już nie pomaga. PO i PiS powinny pójść na wcześniejszą emeryturę.


piątek, 25 października 2013

TYLKO REWOLUCJA

W "Dzienniku Trybuna" ( nr 107/2013 z 23 października) przeczytałem arcyciekawy artykuł Jana Wyganowskiego pt. "Koniec państwa opiekuńczego?"  Pozwalam sobie przytoczyć dwa fragmenty.
Jak wynika z danych przytoczonych przez autora najbogatszym nie straszne są kryzysy, na których się bogacą. Koszty ponoszą zwykli zjadacze chleba. Bogaci pomnażają swoje majątki, a zwykli biednieją. Mogłoby się wydawać, że sprawa jest beznadziejna.
Jan Wyganowski nie odbiera nam nadziei. Powołując się na raport waszyngtońskiego Centrum Badań Gospodarczych i Politycznych konkluduje, że wzrost bogactwa dla niewielu i nędzy dla milionów doprowadzi do wiosny ludów. Czyli do rewolucji. Twórcami wiosny stanie się bezrobotna młodzież.
Witaj wiosno sprawiedliwości społecznej!

czwartek, 24 października 2013

TU BRZOZA... TU BRZOZA...

Dobiegła właśnie końca druga odsłona konferencji naukowej w sprawie brzozy smoleńskiej. Ściągnęło na konferencję wielu z profesorskimi tytułami z całej kuli ziemskiej. Zabrakło tylko przewodniczącego sekcji naukowej konferencji profesora Jacka Rońdy, który poinformował wierzących w zamach na antenie TV Trwam, że nie wytrwał i dał nogę z tego towarzystwa naukowego. Ucieczka pana profesora nie wpłynęła na przebieg drugiej odsłony debaty naukowej. Wręcz przeciwnie zebrani mogą pochwalić się przeogromnym dorobkiem, odkryciami i osiągnięciami.
Ustalono mianowicie, że samolot nie ściął skrzydłem żadnej brzozy. Profesor z Ameryki, który mówił we własnym imieniu dowiódł bowiem, że to nie była brzoza, a sosna posadzona przez prezydenta Putina przy pomocy premiera Tuska. Zaprezentował nawet fotkę satelitarną, którą pan Antoni znalazł na wycieraczce. Inny profesor oznajmił, że na ubraniach pasażerów nie wykryto materiałów wybuchowych, było to niemożliwe, albowiem materiały wybuchowe ukryto w puszkach po piwie. Inny uczestnik drugiej części debaty ustalającej prawdę wzbogacił  twierdzenie o puszkach po piwie dowodem dodatkowym twierdząc, że środki wybuchowe mogły znajdować się w parówce.
W drugiej odsłonie debaty naukowej w sprawie brzozy-sosny brał udział, też profesor,wirtualny kandydat na premiera Polski i prezydenta Warszawy. Nie będę streszczał jego wystąpienia, bo jest to niewykonalne. Dodam tylko, że jak donoszą służby podsłuchujące co w trawie piszczy, były kandydat ma objąć schedę po swoim koledze, prof. Jacku Rońdzie.
Zapewniam wszystkich, że wiele się jeszcze zdarzy.

wtorek, 22 października 2013

DWAJ PANOWIE "M"

Można bez przesady napisać, że w ostatnim czasie zawładnęli mediami. Na przemian ekscytują dziennikarzy, a za ich pośrednictwem opinię publiczną. Nie tylko nad Wisłą, ale nad Menem, Aarą i Tamizą, skąd do mnie dzwonią  rodzina i znajomi.                                   Dwaj panowie "M": Józef arcybiskup Michalik i Antoni poseł Macierewicz. Nie szczędzą nam sensacji.
Arcybiskup Michalik zasłynął wypowiedzią, cytuję za Internetem: "Słyszymy nieraz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga". Myśl filozoficzna czy zwykły bełkot? Kto jest tym drugim człowiekiem? Arcybiskup nie definiuje. I rozwadnia dalej: "Wiele tych molestowań udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe". A w głosie arcybiskupa obłudna troska o dzieci, łagodna, ojcowska przygana pod adresem rodziców i ani słowa o pedofilach w duchownych sukienkach. Krytyka postawy arcybiskupa to ewidentny atak na Kościół, oczywiście atak nie dopuszczalny, bo Kościół jest głosem Boga. A domaganie się odszkodowań od Kościoła jest już chyba grzechem śmiertelnym. Kościół nie ponosi wszak odpowiedzialności za swoich pracowników.
Drugi pan "M", Antonii Macierewicz dwoi się i troi, by dowieść, że w Smoleńsku Tusk i Putin dokonali zamachu. Wczoraj poseł Macierewicz zgromadził na konferencji naukowej kwiat "wybitnych super ekspertów", którzy zademonstrowali niezbite naukowe dowody w postaci puszek po piwie i innych napojach. Córcia moja zadzwoniła pytając, dlaczego na "naukowej" konferencji reklamuje się piwo, a znajomy z Frankfurtu nad Menem poprosił   abym mu przysłał kilka parówek demonstrowanych przez uczonego, bo frankfurterki już mu się przyjadły.
Najsmutniejsze w dyskusji o tragedii smoleńskiej jest to, że prezes Polskiej Akademii Nauk, ignorując pracę państwowej komisji Millera, usiłował uwiarygodnić szamaństwo i sprawić, by z zespołem Macierewicza dyskutowali znawcy katastrof lotniczych.

niedziela, 20 października 2013

ARCYBISKUP SZALEJE

Arcybiskup, Józef Michalik szaleje nie na żarty. Ujawnia swoje poglądy moralne i zaleca jak rodzice powinni wychowywać dzieci. Wychowanie seksualne w szkołach? Apage Satana!  Wedle arcybiskupa nauka o seksie pozbawia dzieci wstydu i prowadzi do...grzechu. Wiedza arcybiskupa ciągle pozostaje w średniowieczu. We wszystkich państwach cywilizowanych uczy się dzieci o seksie. I państwa te nie zamieniają się w Sodomę i Gomorę.
W 1975 roku na zaproszenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych  wybraliśmy się ze Staszkiem Mazurkiewiczem- operatorem Polskiej Kroniki Filmowej do Szwecji. Przemierzyliśmy ten kraj od Ystad do Kiruny. W Uppsali przysłuchiwaliśmy się dyskusji Olafa Palme ze studentami. Przeżyliśmy szok, albowiem studenci traktowali premiera jak kolegę. Ale prawdziwy szok przeżyliśmy w szkole na lekcji o seksie dla dzieci w wieku ośmiu lat.
Piętnaście lat później, kiedy już pracowałem w Krajowej Agencji Wydawniczej, córka moja mieszkająca w Bernie pokazała mi książkę, szwedzkiego autora, przeznaczoną dla dzieci w wieku 7-10 lat. W czasie naszej rozmowy do pokoju weszła Gucia. Zamilkłem, albowiem w Polsce o seksie nie rozmawiało się przy dzieciach. Wnusia zauważyła moje skrępowanie, spojrzała na książkę i oznajmiła, abym się nie krępował, bo ona wie "jak się robi dzieci", uczy się o tym w szkole. Powiedziała to normalnie bez wypieków na twarzy, albowiem seks, rozmowa o nim jest takim samym tematem jak rozmowa o gwiazdach, mrówkach czy grzesznych księżach.
Polscy biskupi, arcybiskupi, kardynałowie wypowiadają się na tematy, o których nie mają zielonego pojęcia. Seksu nie uprawiają, dzieci nie mają, sami z własnej woli pozbawili się radości i przyjemności z uprawiania seksu i posiadania dzieci, a uzurpują sobie prawo do wydawania zakazów w tej dziedzinie. To nie jest moralność, a jakiś obłęd, obsesja, psychiczne skrzywienie.
Doświadczenie uczy, że wiedza nie prowadzi do nieszczęść, niewiedza zawsze. Potępianie seksu przedślubnego, niewiedza są przyczyną schorzeń, a przede wszystkim nieszczęść ludzkich. Nauki arcybiskupa Michalika o seksie nie mają sensu, bo nie są poparte wiedzą i doświadczeniem.