sobota, 21 września 2013

PODANIE do MINISTRA SPRAWIEDLIWOŚCI

My, niżej podpisani (Regina Chrzanowska i Mirosław Chrzanowski) dowiedzieliśmy się, czytając w "Dzienniku Trybuna" felieton Agnieszki Wołk-Łaniewskiej, że Piotr Ikonowicz ma być "zapuszkowany" na 90 dni za to, że bronił staruszków, których chciano wyrzucić z mieszkania, prosimy uniżenie Pana Ministra Sprawiedliwości, by zamiast Piotra wsadził nas do więzienia. Prośbę motywujemy następująco: Piotr Ikonowicz broni ludzi najsłabszych i wykluczonych, którymi nie ma czasu zajmować się rząd nasz ukochany, bo ciągle ma ważniejsze sprawy na głowie. Wiemy ile czasu zajęła, rządowi naszemu ukochanemu budowa zielonej wyspy, zwalczenie kryzysu, wyprzedaż majątku narodowego, likwidacja stoczni-wylęgarni buntowników, a teraz jeszcze ma na głowie, rząd nasz, nie będziemy pisali jaki Guza, Chwałkę i Dudę, o Macierewiczu nie wspominamy. My bardzo chętnie odsiedzimy za Piotra Ikonowicza te 90 dni w mamrze  A Piotr Ikonowicz niech wspomaga pokrzywdzonych. Prosimy Pana Ministra o podzielenie tej kary na pół, odsiedzimy po 45 dni, jeśli nie sprawi  Panu Ministrowi kłopotu, to prosimy o jedną celę. Zgorszenia nie będzie, bo jesteśmy małżeństwem już 58 lat. Pragniemy zaznaczyć, Panie Ministrze, że nasza uniżona prośba nie ma znamion politycznych, a jedynie humanitarne i ekonomiczne. Wielkimi krokami zbliża się bowiem do naszej ojczyzny zima, a nie mamy pewności czy pan premier, uwielbiany przez naród, poradzi sobie z zimą jak z kryzysem. Zamknięcie nas w więzieniu zamiast Ikonowicza wpłynie pozytywnie na budżet państwa. Zaoszczędzone przez 45 dni pieniądze z emerytury przeznaczymy na leki, które ostatnio piekielnie zdrożały. Siedząc w ciupie nie będziemy korzystać z bezpłatnej komunikacji, nie będziemy "z nudów-jak twierdzi Pana koleżanka Mucha- wysiadywać w przychodniach zdrowia publicznego" itp. Nie będziemy przez ten czas korzystać z prądu i gazu, w więzieniu mniej zużyjemy wody. To dla naszego państwa korzystna transakcja. 
Mamy nadzieję, że rozpatrzy Pan pozytywnie naszą prośbę. Za co z góry dziękujemy. 

piątek, 20 września 2013

PROTEST OBURZONYCH i MEDIALNA NAGONKA

Mija właśnie tydzień od protestu ludzi pracy najemnej, a media, zwłaszcza te "niezależne", krytykują centrale związków zawodowych, że otrzymały tak ogromne wsparcie ze strony wyzyskiwanych i poniżanych. Moim zdaniem to nie była manifestacja związkowców, a protest oburzonych na neoliberalną politykę i niekompetencję rządzących. Ten wspaniały protest obywateli był skierowany przeciw Platformie Obywatelskiej (co za przewrotna nazwa) i Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, partiom wykazującym skłonności autorytarne i panu "spod żyrandola", prezydentowi III RP, który usiłuje ograniczać nam prawa obywatelskie. Pan prezydent jako człowiek bogobojny powinien raczej wzorować się na papieżu Franciszku, którego zaczynają lubić nawet niewierni.
Wracam do dziennikarzy, którzy sprawują rząd dusz. Zaczynam od weteranki, seniorki, nie chcę używać słowa "babcia", Janiny Paradowskiej, która zapłonęła miłością żarliwą do premiera Donalda Tuska i broni go jak lwica, nie szczędząc krytyki oburzonym. Czy jest to miłość bezinteresowna?
Największym zaskoczeniem jest dla mnie artykuł pt. "Związkowcy, zaproście na Trójstronną premiera" opublikowany w "Dzienniku Trybuna", w którym Andrzej Dryszel wzywa związkowców i oburzonych do kapitulacji. Argumentacja autora lewicowego dziennika zbliżona jest do neoliberalnych mediów. Andrzej Dryszel zdaje się sądzić, że 100.000 oburzonych przyjechało do Warszawy, aby pokłonić się Platformie Obywatelskiej i Polskiemu Stronnictwu Ludowemu za ich bezduszną i anty obywatelską politykę. Czyżby redaktor Dryszel nie słyszał buńczucznych oświadczeń lidera PO? Premier nie przyjdzie na posiedzenie "Trójstronnej", bo nie ma zwykłym ludziom nic do zaoferowania. Wiara, iż jedna demonstracja skruszy rząd jest naiwnością. Zapowiada się długa walka, a organizatorzy protestu nie mogą zawieść oburzonych, bo rząd oraz PO i PSL jeszcze bardziej będą lekceważyć żądania obywateli.
Znalazł się już pierwszy łamistrajk, nazywa się Sławomir Broniarz - przewodniczący ZNP. Rząd zwalnia tysiące nauczycieli, a on mówi, że deszcz pada!
Kilkudniowy protest zorganizowany w Warszawie zaimponował obywatelską dojrzałością. Teraz musimy dowieść, że jesteśmy zdeterminowani na długi marsz. Siłę powinniśmy czerpać z nieodległej przeszłości. Tylko stanowczość pozwoli nam osiągnąć wyznaczone cele.

poniedziałek, 16 września 2013

PARANOJA NIE JEST KARALNA

Mój znajomy, mieszkający w Niemczech, wpadł do Warszawy na kilka dni i podarował mi książeczkę pod przydługim tytułem: " Pasjonująca opowieść fotografa I sekretarza Tajemnice PRL Edward Gierek". Nigdy bym takiej książki nie przeczytał, skoro to jednak prezent rzuciłem okiem... i natychmiast pochłonąłem dziełko jednym tchem. Przeczytałem, bo stworzyli ją ludzie, których znam. Znam bowiem Tadeusza Zagoździńskiego, na podstawie jego relacji tekst, palce lizać, napisał Dariusz Burliński mianując Tadeusza Zagoździńskiego fotografem Edwarda Gierka, który: "Jak cień towarzyszył mu (Gierkowi podk. ewiranta) w jego podróżach po kraju i świecie". Istotnie, Dariusz Burliński ujawnia dobrze skrywaną tajemnicę, że Edward Gierek miał osobistego fotografa, o czym my, koledzy Tadka nie wiedzieliśmy. Ujawnianie tajemnic zaczyna się od sceny przyjazdu I sekretarza KC PZPR, niezapowiedzianego, do Huty Katowice, a dzielny i sumienny strażnik, Zygmunt Rudzki, nie chciał towarzysza Gierka wpuścić do huty, mimo że go poznał, a nogi mu z wrażenia drżały. Komendant groził Rudzkiemu wywaleniem z pracy, ale dobre panisko, Edward Gierek kazał go nagrodzić. Zdjęć z opisanego zdarzenia nie opublikowano, pewno skonfiskowała je cenzura. Pierwsze zdjęcie zrobione przez Zagoździńskiego i opublikowane w książce przedstawia Edwarda Gierka, jak z małżonką Stanisławą, śpieszy na spotkanie z brukselską Polonią (1972 rok). Tak się składa, że ja też szedłem w orszaku. A wieczorem zaprowadziłem kolegów dziennikarzy na uliczkę erotycznych uciech. Uliczkę opisałem w moich wspomnieniach: www.kronikarzprl.com.pl. Tadek poprosił mnie wtedy o pożyczkę, bo miał ochotę na szampana, ale szybko obliczyliśmy, że nasze wspólne zasoby dewizowe nie wystarczą nawet na jednego kielonka.
Zdarzyło się, że jeszcze kilkakrotnie brałem udział w wizytach Edwarda Gierka w ZSRR, w Szwecji, we Włoszech (Monte Cassino, Watykan), we Francji, ale osobistego fotografa nie widziałem. Zdjęcia robili koledzy Tadeusza z CAF: Zbigniew Matuszewski, Stanisław Dąbrowski, Marek Langda i inni. W moim archiwum zachowały się książeczki, wtedy "poufne" wydawane przez MSZ, w których są wymienieni wszyscy uczestnicy delegacji. "Cienia" (Tadka Zagoździńskiego) w tych książeczkach nie ma, spotkałem go dopiero w samolocie lecącym z prof. Henrykiem Jabłońskim, przewodniczącym Rady Państwa do Meksyku i Kostaryki. Zdjęcia profesorowi w Meksyku i Kostaryce robił Roman Baliński, z CAF, a Tadek prowadził rozmowy  z przewodniczącym Rady Państwa. Dariusz Burliński ujawnia w swoim tekście te tajne debaty:"Najbardziej pozytywną postacią w całym KC był z pewnością profesor Henryk Jabłoński... Podczas wizyty na Kostaryce zapytałem go:
- Pan jest niejako prezydentem, przecież wiele rzeczy może pan zrobić.
- Ja mogę, proszę pana, tylko ułaskawić.To wszystko, co mogę, piastując tę funkcję - odpowiedział". Tadziu polubił profesora, z fantazją ujawnia i opisuje jak Henryk Jabłoński przysypiał na plenarnych posiedzeniach KC.
Z relacji Dariusza Burlińskiego wynika, że Tadek niezbyt lubił Edwarda Gierka, bo mu wypomina, zadłużenie Polski.W 1975 roku - pisze z przyganą - Polska miała już 8,4 miliarda dolarów długu, w 1977 - 14,9 miliarda, a w 1979 już prawie 24 miliardy! Spłaciliśmy je dopiero w 2012 roku!"  I wszystko jasne! Tadzio wytłumaczył nam, dlaczego miliony Polaków cierpią w III RP biedę. Przez długi Gierka. Przemilcza, że Edward Gierek zaciągając pożyczki stworzył 2,1 miliona miejsc pracy, wybudował nowe szpitale, szkoły, drogi i trasy ... Wie o tym każdy myślący Polak. Dariusz Burliński powtarzając banał o zadłużeniu, słowem nie wspomina, ile III RP uzyskała dolarów sprzedając, za 10 procent wartości, zakłady pracy wybudowane w dekadzie Edwarda Gierka.
 Osobisty fotograf Edwarda Gierka, Tadeusz Zagoździński wspomina o osiągnięciach swojego tatusia, który zdobył w Norwegii "zdjęcia wysokich dowódców hitlerowskich wykonane przez osobistego fotografa Adolfa Hitlera". Prawda, że jest to subtelne skojarzenie? Przecież te zdjęcia nie były nigdy utajnione!
Najważniejszą tajemnicę nosił w swojej główce Tadeusz Zagoździński przez wiele długich lat aż ją wreszcie ujawnił, za co powinno mu się pomnik wznieść wysokopienny. Dariusz Burliński, osobisty biograf Tadzia Zagoździńskiego ujawnia ostatnią tajemnicę "komunistycznej partii : "Trzeba zresztą wiedzieć, że w KC PZPR istniał specjalny wydział  do tworzenia dowcipów. To jest jedna z tajemniczych rzeczy, które działy się wtedy w naszym kraju. O tym wielu nie pisało. Specjaliści tworzyli polityczne dowcipy, a potem puszczali je specjalnymi kanałami i czekali , gdzie dany dowcip wypłynie. Potem analizowali, jakimi drogami i w jakich kręgach pojawiają się informacje, które wychodzą z KC. Tym bardzo interesowało się MSW".  Tadeusz Zagoździński i jego osobisty biograf, Dariusz Burliński to prawdziwi szczęściarze. Paranoja nie jest karalna.
PS. Przedostatnie siedem stron omawianej książczyny sprawiło mi smutek. Wybitny polski dziennikarz, człowiek prawy i szlachetny, z którym znajomość poczytywałem sobie za zaszczyt, uwiarygodnił brednie swoim nazwiskiem i tekstem "GIEREK WIECZNIE ŻYWY..." Janusz Rolicki. Ciągle się łudzę, że nie czytał wynurzeń osobistego fotografa, spisanych przez Dariusza Burlińskiego.