Media niezależne wysmagały patriotycznym
biczem, miłościwie nam panujących: pana prezydenta Bronisława Komorowskiego, panią marszałkę Ewę Kopacz,
pana premiera Donalda Tuska i wielu pomniejszych celebrytów, że nie stawili się
na II Patriotycznych Uroczystościach Pogrzebowych, prezydenta bez państwa, pana
Ryszarda Kaczorowskiego.
Ten skromny księgowy, 19 lipca 1989 roku, po
nagłej śmierci prezydenta na
uchodźctwie, Kazimierza Sabbata objął
urząd prezydenta Polski. Było to wydarzenie w pewnym sensie groteskowe, bo w
granicach Polskiej Rzeczpospolitej
Ludowej mościła już sobie gniazdko „Solidarność”, dla wielu synonim
demokracji.
W tym samym dniu 19
lipca 1989 roku, Zgromadzenie Narodowe wyłonione w wolnych wyborach, wybrało na
prezydenta państwa polskiego Wojciecha Jaruzelskiego. Mieliśmy więc dwóch
prezydentów, jednego, który stał na czele państwa i drugiego, który nie miał
państwa i nikt go nie wybierał. Ale
szybko, ten bez państwa, niemal z dnia na dzień stawał się symbolem walki o
wolność, równość i braterstwo. Napisałem
dwa ostatnie słowa z rozpędu, bo o równości w nowej demokracji nie było mowy, a
tym bardziej o braterstwie Polaków.
Każdy nowy ustrój potrzebuje
własnych symboli. Pan Ryszard
Kaczorowski ozdobiony szarfą i gwiazdą srebrzystą nadawał się na ikonę nowej
demokracji, jak nikt inny. Tragiczna śmierć w katastrofie smoleńskiej nadała procesowi powstawania symbolu
dramatycznego wymiaru. Na jak długo?
Swego czasu
usiłowano z Jacka Kuronia, przesympatycznego kreatora zupek dla bezrobotnych,
uczynić ikonę lewicy, bez sukcesów. Bo
na szczęście symbole zwykli ludzie wybierają sobie sami, bez nieustannego
prania mózgów przez media niezależne.
Dlatego nie znajduję
uzasadnienia dla patriotycznego bełkotu
mediów z okazji Drugiego Pochówku Prezydenta bez Państwa.