środa, 7 lutego 2018

NA ODCHODNE (Październik 1956)

Październik 1956 roku zapisał się w mojej pamięci ozdrowieńczym powiewem, nazywanym odwilżą. W auli Politechniki Warszawskiej odbywały się burzliwe wiece, robotnicy stali się bohaterami wydarzeń. A Lechosław Jerzy Goździk, sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu symbolem przemian i autentycznym przywódcą robotników stolicy. Jego porywające przemówienia elektryzowały słuchaczy, dodawały odwagi, zwielokrotniały nasze siły w usuwaniu stalinizmu. Wielki wiec na Placu Defilad z udziałem Władysława Gomółki, który wracał do życia, po usunięciu go z polityki „za polską drogę do socjalizmu” rozbudził nasze nadzieje…
 28 października 1956 Władysław Gomułka uwolnił kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wracała normalność. Nie bez kłopotów.
Przekonałem się o tym we Wrocławiu. W holu gmachu Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, gdzie odbywała się sesja WRN witał obywateli karabin maszynowy i uzbrojeni żołnierze. Radni debatowali nad usunięciem ze stanowiska przewodniczącego Prezydium WRN Hilarego Chełchowskiego, sławnego partyzanta, byłego zastępcę członka Biura Politycznego KC PZPR, byłego ministra Państwowych Gospodarstw Rolnych…
Obrady miały bardzo burzliwy przebieg, próbowano odwołać „Długiego Janka” (pseudonim partyzancki) ze stanowiska przewodniczącego Prezydium WRN. Do Sali obrad przybywały delegacje studentów, robotników i ludu socjalistycznego. Chełchowski nie ustępował. Na zebraniu klubu radnych PZPR, z którego usunął dziennikarzy, ja zostałem, miałem legitymację Kancelarii Rady Państwa, dowodził, że wrogowie socjalizmu zmienili metody walki, teraz nie atakują ustroju, tylko przedstawicieli władz socjalistycznego państwa, tych najbardziej oddanych. Wielu go posłuchało, w tajnym głosowaniu większość radnych głosowała przeciw usunięciu Chełchowskiego. Przebieg obrad opisałem w „Radzie Narodowej”. Redakcja zamieściła bardzo wymowny rysunek.
W mojej pamięci Październik 1956 roku zapisał się wydarzeniem bardzo osobistym, wydarzeniem, którego się nie spodziewałem i nigdy o czymś takim nie marzyłem. Na zebraniu wspólnej POP PZPR w Kancelarii Rady Państwa, Kancelarii Sejmu i Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu w tajnym głosowaniu wybrano mnie na sekretarza POP PZPR. Miałem wtedy 25 lat, szlachetne idee w głowie i żadnego doświadczenia politycznego. Do dziś pamiętam pierwszą wizytę u przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego, który poprosił mnie o relację z zebrania. W czasie bardzo burzliwego zebrania partyjnego padło wiele krytycznych uwag pod adresem Aleksandra Zawadzkiego. Krytykowano go za to, że odgrodził się od pracowników. Przed jego przyjazdem do pracy straż marszałkowska usuwała pracowników z korytarza i blokowała przejście, krytykowano przewodniczącego za to, że zgodził się na ogrodzenie Sejmu, odgrodzenie od obywateli. Od tego zacząłem relację. Nie skończyłem, bo Aleksander Zawadzki, wzburzony wstał z za biurka i zaczął na mnie wrzeszczeć. Nie zastanawiając oświadczyłem, że nasza rozmowa nie ma sensu i najzwyczajniej w świecie wyszedłem z gabinetu. W połowie długiego korytarza dogonił mnie dyrektor, Franciszek Nowak …(CDN)W połowie długiego korytarza wysłuchałem argumentów dyrektora Nowaka i wróciłem do gabinetu. Aleksander Zawadzki zaczął rozmowę całkowicie uspokojony, słuchał mojej relacji uważnie. Nie wierzył i nie wiedział, że straż marszałkowska tak gorliwie chroni go przed pracownikami. Po kilku dniach przekonał się, że mówiłem prawdę i podjął odpowiednie decyzje personalne. Po zakończeniu remontu Belwederu opuścił gmach na Wiejskiej, w jego gabinecie pracował marszałek Sejmu. Dzięki pełnionej funkcji miałem szczęście poznać profesora Oskara Lange, który był zastępcą przewodniczącego Rady Państwa. Rozmowy miały charakter bardziej akademicki, profesor – student, z tym, że częściej, ja - student zadawałem pytania, a profesor odpowiadając, objaśniał zawiłości ekonomii socjalistycznej.
 W Belwederze bywałem, można powiedzieć, służbowo. W czasie jednej z wizyt Aleksander Zawadzki zakomunikował mi, że pojadę wraz z redaktorem naczelnym „Rady Narodowej”, Michałem Szpringerem do NRD.
- Niemcy zaprosili tylko redaktora naczelnego, poinformowałem Zawadzkiego, w jakim charakterze mam tam wystąpić?
- Wasz wyjazd załatwi Skrzeszewski, był przecież ministrem spraw zagranicznych, zna się na tym, nie musicie się martwić.                                                                                  Stanisław Skrzeszewski piastował w tym czasie funkcję sekretarza Rady Państwa. Dodam, że poznaliśmy się w dość dziwnych okolicznościach. Statut partii stanowił, że składki od członków przyjmuje sekretarz POP, a członkowie opłacają je osobiście. Tymczasem Stanisław Skrzeszewski przysłał mi składkę przez swojego asystenta. Nie przyjąłem. Minister zjawił się  osobiście, trochę zdziwiony, a trochę rozbawiony. Przeczytałem mu odpowiedni fragment statutu i dodałem – to wy towarzyszu, a nie ja, uchwalaliście statut.
W Berlinie przyjęto nas bardzo serdecznie, odwiedziliśmy Weimar, Lipsk, Drezno i kilka innych miast, gdzie zapoznaliśmy się z pracą enerdowskiego samorządu, był to mój pierwszy wyjazd zagraniczny. Na pożegnanie wręczono nam albumy pamiątkowe.
W stolicy NRD mieszkała moja serdeczna koleżanka, kaliszanka, Kazia Marczak, jej mąż pracował w polskiej misji, w Berlinie Zachodnim. Państwo Gałązkowie zabrali mnie do Berlina Zachodniego, gdzie po raz pierwszy w życiu piłem Coca Colę, napój w Polsce nieznany, ściślej zakazany, jako symbol imperializmu.
Wspomnę jeszcze tylko o dwóch zdarzeniach związanych z Aleksandrem Zawadzkim. Pisałem już, że mieszkaliśmy z Renią i córeczką Ewą w jednym pokoiku w domku fińskim,  kuchnię i łazienkę mieliśmy wspólną  z Olą i Jankiem Czapczyńskimi.             Pewnego razu zadzwonił do redakcji dyrektor Franciszek Nowak i poprosił, abym za pół godziny był gotowy, bo przyjedzie po mnie samochodem. Pojechaliśmy na Krakowskie Przedmieście, zatrzymaliśmy się na placyku przed kościołem, tuż za budynkiem Pałacu Namiestnikowskiego i piechotą ruszyliśmy w stronę kawiarni Telimena, nie wstąpiliśmy na kawę lecz weszliśmy do kamienicy obok na drugie piętro. Dyrektor wyjął klucz i otworzył drzwi. do mieszkania (dwa pokoje z kuchnią). Tu dowiedziałem się, że „mieszkanie jest dla was towarzyszu sekretarzu. Przydział dostajecie z puli przewodniczącego Rady Państwa”. Zaniemówiłem i osłupiałem. Gdy doszedłem do siebie poprosiłem dyrektora, aby podziękował przewodniczącemu Aleksandrowi Zawadzkiemu i jednocześnie przeprosił za to, iż nie mogę tego daru przyjąć. Jak przestanę być sekretarzem, a towarzysz Aleksander Zawadzki przyzna mi to mieszkanie wtedy z wielką chęcią wprowadzę się tu z rodziną.                                   Gdy przebieg zdarzenia zrelacjonowałem żonie, Renia powiedziała, że postąpiłem słusznie. Ale w jej oczach dostrzegłem maleńki cień smutku.                                            Upłynęło nieco czasu od tego zdarzenia. Otrzymałem telefon z Belwederu, że towarzysz Zawadzki zaprasza mnie na rozmowę. Spotkanie odbyło się na tarasie Belwederu, przy kawie i ciasteczkach. Aleksander Zawadzki zaproponował mi pracę na stanowisku zastępcy dyrektora (Franciszka Nowaka), a kiedy on zostanie ambasadorem, ja miałem przejąć jego stanowisko. Zachowałem się jak Józef Ślimak z „Placówki” Prusa, zapytałem Aleksandra Zawadzkiego czy mogę naradzić się z żoną?   Po dwóch dniach odpowiedziałem, że czuję się zaszczycony propozycją i dziękuję towarzyszowi Przewodniczącemu za zaufanie, ale nie znalazłem w sobie dość kwalifikacji, by sprostać tak poważnemu stanowisku państwowemu. Było to moje ostatnie spotkanie z Aleksandrem Zawadzkim. Kadencja sekretarza POP PZPR dobiegła końca. Nie zgodziłem się ponownie kandydować, mimo że na zebraniu zgłoszono moje nazwisko.



poniedziałek, 5 lutego 2018

SZALEŃSTWO NARODOWE ROZKWITA

Pan prezydent postanowił ustanowić: Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej. Projekt ustawy przesłał do Sejmu. Uchwalą nocą, nim pierwszy kur zapieje. Spożywanie szmalcu będzie w tym dniu zakazane.