Po szczęśliwych wakacjach (nie czytałem
prasy, nie słuchałem radia, nie oglądałem telewizji) spędzonych z rodziną
zamierzałem powrócić do wirtualnego świata pogodnym wspomnieniem. Nie powrócę.
Wracam protestem. Obraziła mnie bowiem pierwsza Duda państwa polskiego
twierdząc, że moją ojczyzną, Polską Ludową rządzili zdrajcy. Gdyby to
powiedział każdy inny człowiek przeszedłbym nad tym do porządku dziennego. Ale
absolwentowi i doktorowi nauk prawnych najsłynniejszego polskiego uniwersytetu
nie przepuszczę.
Opowiem w
krótkich słowach, jak zdradzałem swoją ojczyznę Polskę Ludową. W roku 1947
Związek Młodzieży Wiejskiej „Wici” wysłał mnie z Wielunia do Warszawy na
trzydniowe seminarium. Ścieżką wśród ruin Nowego Światu przedarłem się do ulicy
Kopernika, gdzie zakwaterowano uczestników z całej Polski. W drugim dniu
wykładów wzięliśmy udział (cztery godziny) w usuwaniu zgliszcz naszej stolicy.
Potem już jako student Uniwersytetu Warszawskiego brałem udział wraz z kolegami
z Wydziału Dziennikarskiego w umacnianiu skarpy przy kościele Świętej Anny. Nie
pędzono nas knutem do pracy, bo moje pokolenie nosiło w sobie obraz wojny i
pragnęliśmy wyrzucić go z siebie jak najprędzej Sadziliśmy drzewa w Parku
Kultury i Wypoczynku, jeździliśmy na brygady żniwne, bo wzywała nas do tego
Polska Ludowa, nasza ojczyzna. To pokolenie naszych rodziców i my odbudowaliśmy
Polskę pod rządami „zdrajców”.
Po ukończeniu
studiów nie byłem posłem, nie sprawowałem żadnych funkcji państwowych, ale
zgodnie z zawodem uczestniczyłem w życiu ludowego państwa i wielokrotnie towarzyszyłem
najwyższym dostojnikom (zdrajcom) państwa w międzynarodowych wizytach. Z tego
właśnie powodu doktor nauk prawnych obywatel, Andrzej Sebastian Duda, głowa
państwa, czyli pierwsza Duda obraziła mnie i poniżyła.
Nie posądzam
doktora praw o to, że obraził mnie pod wpływem marychy. Nie, broń Boże. Ale
wonne zapachy kadzideł mogły mieć jakiś wpływ na wypowiedź doktora o historii.
Najpewniej brednię o „zdrajcach rządzących państwem” podsunęła mu chęć powrotu
do pierwszego szeregu akolitów Prezesa, który dwukrotnie pominął go przy
rozdzielaniu łask i pochwał, co wredne media upubliczniły.
Zdrajcy
państwa polskiego, Edwardowi Gierkowi towarzyszyłem, gdy składał wizytę we
Francji, i witany był po królewsku. Zdrajca Gierek złożył wieniec na grobach
polskich żołnierzy pod Monte Cassino i przyjmował go papież Paweł VI.
Z profesorem historii, Henrykiem Jabłońskim
byłem w Meksyku, gdzie cała prasa pisała z zachwytem o jego wykładzie, wiedzy i
kulturze. W drodze powrotnej z Meksyku „zdrajca Polski”, przewodniczący Rady
Państwa zatrzymał się w Kostaryce. Tu w rezydencji, gdy wypoczywaliśmy nad
basenem rozmawiał z nami, jak ze studentami. Wspominam to zdarzenie, bo wtedy
trafnie zauważył, że za skrótem ”dr” często kryje się dureń.
Jeżeli głowa
państwa wygłasza brednie w stylu kołchozowego politruka to jest to zła
zapowiedź dla obywateli. Chłopcy jaskiniowcy już myśl złapali. Zamierzają
usunąć z Cmentarza Powązkowskiego groby zdrajców. Nie wierzycie? Prostactwo jaskiniowe
zdolne jest do wszystkiego.