poniedziałek, 17 kwietnia 2017

NA ODCHODNE (dziadek ANTONI GRUDZIŃSKI)

Kiedy przyszedł na świat w Strzałkowie nie było jeszcze szkoły. Nigdy z rówieśnikami nie zasiadł więc w szkolnej ławce. Był samoukiem. W carskiej armii przeżył klęskę pod Mukdenem. W Irkucku pomagał zesłańcom w ucieczkach. Mój dziadek, Antoni Grudziński cieszył się we wsi uznaniem i szacunkiem. Zapamiętałem go jako człowieka pogodnego i dowcipnego, a jednocześnie surowego. Nigdy nie kłócił się z babcią, różnili się tylko w sprawie Żyda Muchina, który skupował stare garnki, szmaty, butelki... Gdy pojawiał się przed naszym domem ze swoją furką ciągnioną przez wychudzoną szkapę, dziadek otwierał bramę na podwórko i zapraszał Muchina "na jednego" i pogawędkę. Babcia nie wpuszczała gościa "do stołowego" , a to dlatego, mówiła, że Żydzi ukrzyżowali Pana Jezusa. Rozmowa toczyła się zatem w kuchni. Przyjaźnił się też z Cyganami. Gdy rozbijali obóz, zawsze dziadka zapraszali. Kiedyś sąsiadka Napadłkowa wypomniała dziadkowi : opowiadasz Antek Cyganichom różne rzeczy o sąsiadach, a one potem wróżą łatwowiernym i wyciągają od nich pieniądze. Na to dziadek : Nie złość się Maryśka, czy słyszałaś może, że w naszej wsi kura komuś zginęła? Przed wojną dziadek wyjeżdżał przez kilka lat do Francji, „na roboty”. Początkowo sam, a później z wujkami Józefem i Kaziem. Wujek Józef ożenił się we Francji z ciocią Jadzią. Wraz z rodzicami zamieszkała w naszym domu. Jej ojciec, dziadek Krupa, Ślązak służył w Wehrmachcie. W jednym domu mieszkali dwaj żołnierze armii carskiej i niemieckiej. Żyli zgodnie, wojują wszak z sobą carowie, cesarze i kanclerze.
Wojna zmieniła życie rodziny. U dziadka ukrywali się różni ludzie, także kolega mojego ojca, Paweł Łuczak, więzień Berezy Kartuskiej. Napiszę o Pawle nieco później. Teraz dodam, że dziadek i wujek Józef zbudowali maszynkę do krojenia liści tytoniu, przyjeżdżali do nas ludzie z okolicznych wsi kroić liście machorki. Pamiętam, że były dwa gatunki tytoniu : Virginia o wydłużonych delikatnych liściach i odmiana o liściach półokrągłych, grubszych. Dziadek nie palił, ale liście Virginii skrapiał wodą z rozpuszczonym miodem, suszył, kroił i sprzedawał. Pewnego dnia życie nagle się zmieniło. Dziadka, babcię i mamę zabrali żandarmi i wywieźli do Niemiec, wysiedlili wszystkich gospodarzy z murowanych domów. W naszym domu zamieszkali Niemcy z Besarabii. Wujka Józefa przesiedlili Niemcy do innego gospodarstwa, pasłem tam przez całą wojnę krowy. W czasie okupacji chodziłem do pani Wojciechowskiej- nauczycielki na lekcje, ale ją tez Niemcy zabrali. Powrót dziadka z Niemiec opisałem na stronie: www.kronikarzprl.com.pl w rozdziale "Dlaczego socjalizm"?
Po wojnie dziadek nie próżnował. Pamiętam, przed Świętami Bożego Narodzenia, w 1945 roku wybraliśmy się na Ziemie Odzyskane do cioci Irki zamieszkałej w Ciemniku, wsi
oddalonej od Stargardu Szczecińskiego o godzinę jazdy. W tamtych czasach podróż trwała długo. W Stargardzie przesiedliśmy się do kolejki wąskotorowej, dojechaliśmy do Ińska, skąd piechotą dotarliśmy do młyna w Ciemniku. W czasie wojny we młynie pracował Franciszek Czerwionka, który ożenił się z ciocią Irką. I on teraz był właścicielem młyna. Wigilię spędzaliśmy z byłym właścicielem, Ernestem Zaskowem i jego rodziną, żoną, córką i chyba siostrą. My śpiewaliśmy Cichą noc, a oni Heiliege nacht, Stille nacht. Ernest Zaskow miał piękny głos, słuchaliśmy go z podziwem. Tworzyliśmy przy wigilijnym stole jedną rodzinę choć rany wojenne jeszcze się nie zagoiły. Po latach Ernest Zaskow zaprosił Irkę i Franka do Niemiec (NRF), w gościnę.
Dziadkowi w Ciemniku bardzo się podobało, zabrał się do roboty. W 1947 roku, gdy w tych okolicach myszkowali jeszcze szabrownicy, a my młodzi śpiewaliśmy : "Wara od Odry, od Nysy wara, od naszych granic precz. Ziemia to nasza piastowska stara, Zachód to nasza rzecz. Nie papież nam wybrzeże dał, nie Śląsk biskupów był..." zbudowali tu z Frankiem dodatkowy dom, dziadek posadził drzewa owocowe i założył pasiekę. Młyn położony nad rzeczką Iną, w lesie oddalony od Ciemnika o 1-2 km. zasilał wieś prądem, turbiny pracowały przez całą dobę. Spędzałem w Ciemniku każde wakacje, tu Irka z Frankiem urządzili nam wesele, gdy 12 maja 1955 roku wzięliśmy z Renią ślub w Warszawie, w tym dniu powstał też Układ Warszawki. Układ się rozpadł, a my z Renią trwamy i czasami dziwimy się, że tak długo.
Dziadek Grudziński wsi rodzinnej nie opuścił całkowicie. Wpadał do Strzałkowa, służył radą i wiedzą. Przekonał mieszkańców, że warto wieś zelektryfiikować. Wielu obawiało się, że wraz z prądem przyjdzie kołchoz. Dziadek ręczył, że kołchozu nie będzie. Wstęgę uroczyście przecięli najstarszy mieszkaniec Strzałkowa, Antoni Grudziński i najmłodszy, jego wnuczek, Adam Grudziński. I w Strzałkowie stało się jasno.
Na tym kończę ten odcinek wspominków. Do dziadka, Antoniego Grudzińskiego będę wracał, wywarł on wszak wielki wpływ na życie naszej rodziny.
                                                                                                Zdjęcie z czasów I Wojny Światowej.Dziadek-jeniec w niemieckiej niewoli,




Józefa i Antoni Grudzińscy                                       

 Babcia Grudzińska z Ewa,pierwszą prawnuczką.