piątek, 8 lutego 2013

PALIKOT SKARCONY...


Sejm III RP nie uszanował własnej tradycji i postawił pana Janusza Palikota do kąta. Interesy partyjne wzięły górę nad obyczajem. Wyobrażam sobie pana na Dzierwanach i jego osamotnienie. Mam nadzieję, że poseł Palikot nie wskoczy z rozpaczy do Hańczy, bo jezioro skute lodem.
Polityk z pana Palikota marny, lekcja natomiast bolesna. Współczuję znakomitemu szołmenowi i gotów jestem stać się jego zwolennikiem. Pod kilkoma wszakże warunkami.
W „Ja Palikot” powiedział: „Jak czytałem gazety, miałem wrażenie, że eksperci polityczni zupełnie się pogubili. Pisali o ideologiach, rewolucjach, o wielkich celach, pytali o programy, rozliczali ministrów. A taka polityka już się skończyła, teraz politycy kierują emocjami mas”. Nic błędniejszego wymyślić nie można. Nadal ważne są ideologie (wartości) i programy. Rewolucje też się jeszcze zdarzą i wtedy politycy mogą wykorzystywać „emocje mas”. Pora więc zrzucić pelerynkę sztukmistrza z Biłgoraja i poważnie traktować masy. Jeśli Mistrz tak postąpi będę go popierał.
Obiegowe oceny o uprawianiu polityki są nawet powabne i mogą chwilowo uwieść bezkrytycznych. Tymczasem polityka to zajęcie śmiertelnie poważne i odpowiedzialne. Rychło się o tym Mistrz przekona. I jeszcze jedna sprawa, o której poseł Palikot powinien wiedzieć. W polityce nie ma przyjaciół. O tym też niebawem lider Ruchu własnego imienia przekona się boleśnie.
Życzę panu Januszowi Palikotowi sukcesów politycznych, medialne już zdobył.
Powiązane notki:
  1. ” Ja Palikot”
  2. MISTRZ ZŁUDZEŃ
  3. CHORA METAFORA
  4. ZNOWU OBIECUJE…

czwartek, 7 lutego 2013

GRA GRODZKĄ


Zacznę od pochwał. Pan Janusz Palikot, magister filozofii z Biłgoraja, zasługuje na bezgraniczne słowa uznania za zniesienie tabu obowiązującego do niedawna w polskim zaścianku ciemnogrodzkim. Od czasu, kiedy stworzył Ruch własnego imienia można krytykować bez lęku czarnych, amarantowych i purpurowych. To Janusz Palikot sprawił (podkradając pomysły Napieralskiemu, który ze zręcznością słoniątka w salonie porcelany zapowiedział renegocjacje konkordatu, wyprowadzenie religii ze szkół i parę jeszcze ważnych rzeczy, przyjęte przez warszawski salon medialno-polityczny z oburzeniem) wykorzystując swój wdzięk i lekkość poruszania się w telewizjach, że ponad 10 procent wyborców obdarzyło go zaufaniem. Ruch Palikota stał się trzecią partią w polskim Sejmie. Zasługą Janusza Palikota jest również fakt, że wprowadził do Sejmu III RP panią Annę Grodzką i pana Roberta Biedronia. Tych parę wydarzeń zapewnia mu miejsce w historii cywilizowania Polski. Ruchowi Palikota słupki pięły się w górę do momentu, gdy bez sensu, jego klub poparł w głosowaniu ustawę  PO o wydłużeniu wieku przechodzenia na emeryturę.
Wtedy zaczęły się schody. Bezkrytyczni zwolennicy Palikota przyjrzeli się swojemu  guru uważniej i przestali klaskać. W samym klubie doszło do tarć i krytycznych ocen. Pani Wanda Nowicka, posełka RP wypowiedziała się publicznie o niektórych grach lidera bez entuzjazmu.
Nic więc dziwnego, że w chwili, gdy nadarzyła się okazja Janusz Palikot potraktował wicemarszałkę z niespotykaną surowością. Pragnął w ten sposób pokazać jaki jego Ruch jest czysty i sprawiedliwy. Usiłował upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Podciągnąć w górę słupki i zagrać pozostałym partiom na nosie. Wiedział, że nie zdobędą się na odwołanie swoich wicemarszałków. Postąpił podobnie jak Tusk, który zażądał, aby syn ministra rolnictwa przestał pracować, dla czystości sprawy, w instytucji podległej ministrowi, czym się ośmieszył. Zamilkł całkowicie, gdy media ujawniły gdzie pracuje jego synek.
Poseł Palikot cofając poparcie pani Wandzie Nowickiej popełnił niewybaczalny błąd polityczny. Zjednoczył przeciw sobie wszystkie partie. Bo największym spoiwem w demokratycznie wybranym Sejmie, jak powiedział pan Leszek Miller są pieniądze. Naiwny polityk Palikot sądził bowiem, że partie uszanują dobry zwyczaj i nie zakwestionują decyzji Klubu Poselskiego im. Janusza Palikota.
Nie ukrywam, że partie głosujące przeciw propozycjom Ruchu Palikota popełniają ogromne świństwo. Pani marszałka (a nie marszałkini, jak ją przypochlebnie zwą w Ruchu im Palikota) zaatakowała pierwsza: nie będzie się w Sejmie,gdzie jest marszałkinią szarogęsił jakiś biłgorajczyk.
I w ten sposób Palikot przegra, bo choć jest to człowiek super sprytny, tym razem źle obliczył. Szołmen z niego doskonały, ale polityk słaby. Zamiast się wycofać brnie nieporadnie dalej oświadczając, że kocha Wandę i… gotów ją przekupić pierwszym miejscem na kiście do Parlamentu Europejskiego. Mistrzu z Biłgoraja! Tak publicznie usiłuje Pan przekupić panią Wandę Nowicką? A co z Pana zasadami?
Przy okazji warto wspomnieć, że wytrawny i doświadczony polityk, jakim jest pan Leszek Miller popełnia błąd przyłączając się do Platformy Obywatelskie(?), partii, która prędzej czy później rozpadnie się, jeśli nie przed to po przegranych wyborach. Panie Leszku Millerze znowu Pana poniosły emocje?
Gdybym był posłem uszanowałbym decyzje Ruchu Palikota i głosowałbym na panią Annę Grodzką. Dowiodła ona, że jest osoba kulturalną, umie ważyć słowa i ma własne zdanie.
Marzy mi się, aby pan Janusz Palikot przekazał Ruch swojego imienia panu Andrzejowi Rozenkowi, założył własną telewizję,własne radio i stworzył własny tygodnik niezależny. Wtedy zdobędzie wpływ na polską politykę. I przysłuży się ojczyźnie najlepiej. Może też nawiązać współpracę z genialnym Jerzym Urbanem, który, niestety, starzeje się. Zaczął już chodzić w czarnym garniturze i czarnym krawacie. Mistrzu,dziennikarstwa niezależnego czy nie za wcześnie?
Powiązane notki:
  1. RUCH PALIKOTA- CO DALEJ?
  2. PRAWY PROSTY
  3. MISTRZ ZŁUDZEŃ
  4. CHORA METAFORA
  5. ” Ja Palikot”

Dodaj komentarz

Wymagane pola są oznaczone *.
 *
* 
Obrazek CAPTCHA
Odśwież obrazek


wtorek, 5 lutego 2013

eWUŚ SPAPRANY


Przez trzy dni nie mogłem dodzwonić się do „naszej” przychodni zdrowia. Postanowiliśmy z Renią, moją żoną, że w poniedziałek (4.02.2013) wyruszymy, po recepty, bo kończą się leki. Kolejka w rejestracji niewielka, pięć osób zaledwie. Uradowany, posadziłem Renię na krześle mówiąc: posiedź, proszę, ja postoję, najwyżej pół godziny.
Pan przede mną obejrzał się, popatrzył na mnie i spytał: skąd u pana tyle optymizmu?
- Leczę się tu od lat i wiem, że panie w recepcji załatwiają pacjentów szybko, a w dodatku są miłe, choć nie przesadnie.
- A kiedy był pan tu ostatnio?
- Dokładnie trzy miesiące temu, po recepty.
- Sądzi pan, że służba zdrowia stoi w miejscu? Zapytał z ledwo wyczuwalną ironią.
Nie odpowiedziałem. Za barierką dojrzałem znajome twarze pań rejestratorek. Za barierką tylko jedna buźka była nowa. Ale w głębi zauważyłem nieco więcej osób niż zwykle. Wszystkie pochłonięte przekładaniem kopert (teczek?) z danymi pacjentów.
Za barierką wszystko po staremu. Tuż przy oknie pani Krysia, tyle że poważna, bez uśmiechu służbowego, nieco spięta, przejęta. W środku nowa blondynka (ok.30 l.), też poważna. Po jej lewej ręce pani Kasia, pochłonięta sortowaniem kopert (teczek?). Teczek pacjentów, oczywiście, a nie brudnego Bronka.
Nastrój powagi i pracy zburzyło wejście starszego pana, podpierającego się laską, dziarsko i pewnie zmierzającego w kierunku stanowiska pani Krysi, która obsługiwała właśnie starszą pacjentkę. Stanął przy barierce i usiłował pani Krysi wręczyć kartkę.
- Proszę poczekać, przecież chyba pan widzi, że załatwiam tę  panią.
- Widzę, ale pani wie, że nie muszę stać w kolejce.
- Proszę czekać – nakazującym tonem pouczyła pani Krysia.
Jakiś weteran – pomyślałem z szacunkiem- patriota, może nawet dwukrotny. Najpierw rozgromił Niemców w powstaniu, a później „komunę”. Należy mu się szacunek. Pani Krysia mogła odpowiedzieć grzeczniej, a po załatwieniu starszej pacjentki nie musiała zajmować się koperto-teczkami tylko zająć się  patriotą-weteranem.
Kiedy już dotarłem do lady, zauważyłem wydrukowany na kartce apel dyrekcji od zdrowia na Mokotowie do pacjentów. Dyrekcja uprasza pacjentów o wyrozumiałość i nie lżenie personelu, albowiem wprowadzany jest nowy system komputerowy, który jest dla pracowników stresujący, wymaga dokładności i poświęcenia. Już miałem zwrócić się do kolejkowiczów ( 15 osób) z propozycją zrzutki po 5 zł. celem wynajęcia księdza, aby poświęcił, ale pani Krysia oznajmiła: następny proszę!
Stanąłem przed panią Krysią cały drżący i wydusiłem , że pragnę zamówić dla mojej żony i siebie wizytę u lekarza pierwszego kontaktu. Trzeba było wstać o szóstej- usłyszałem. Chcąc okazać wyrozumiałość-zgodnie z apelem dyrekcji Mokotowa- wystraszonym głosem wyszeptałem: a może nas pani zapisać na jutro?
- Ani na jutro, ani na pojutrze, dopiero za tydzień, jedenastego lutego. Usiłowałem, wylękniony, powiedzieć, że kończą się żonie lekarstwa…
Czy pan nie widzi, że mamy tu ważniejsze sprawy na głowie? Wprowadzamy nowy system… i pani Krysia zaczęła sortować teczko-koperty. Oniemiały stałem przed rejestratorką, jak zamieniony w słup soli. Stałem tak około 10 minut, nie wiedząc co z sobą zrobić.
Wreszcie pani Krysia spojrzała na mnie-intruza z nad teczko-kopert i nakazała, wskazując nową blondynkę, siedzącą po jej lewej ręce, koleżanka pana załatwi i pogrążyła się w koperto-teczkach.
Przesunąłem się w kierunku blondynki.
- Proszę czekać, usłyszałem. Blondynka nachyliła się do pani Krysi i szeptem przez dłuższą chwilę wymieniały poglądy, otoczone teczkami i kopertami.
- Słucham. Rutynowo wymieniłem imię i nazwisko żony i swoje.
- Proszę mówić po co pan tu przyszedł, a nie rzucać nazwiskami.
- Uniżenie proszę o zapisanie mojej żony i mnie na wizytę do…
- No widzi pan, tak trzeba było zacząć… na wtorek.
- Ośmielam się zauważyć, że pani koleżanka proponowała mi poniedziałek… wyjąkałem wystraszony.
- To dlaczego nie załatwiła? Bierze pan wtorek czy nie?
Złapała się za głowę i zaczęła jęczeć, że jest bez śniadania i zaraz z głodu zemdleje.
- To może ja skoczę po bułeczki…
-Jakie bułeczki, wrzasnęła. Pesel proszę. Drżącymi palcami wyciągnąłem dowód osobisty.
- Od dziś dowód nie będzie już u nas potrzebny, poinformowała mnie blondynka, wręczając mi barwną kartę plastikową z wesołymi napisami. Wstała i oznajmiła kolejce, że teraz udaje się na śniadanie. Wróciła po pół godzinie. Reni też wyrobiła legitymacje, kazała podpisać.  Uśmiechając się  podała nam karteczkę, na której napisała że doktor przyjmie nas we wtorek,12 lutego o godz. 10 i 10,15.
Złośliwi twierdzą, że w służbie zdrowia nic się nie zmienia. Oj zmienia się, zmienia. Jedynie ministra zdrowia zmienić nie można.