sobota, 31 sierpnia 2013

LAUREAT POKOJOWEJ NAGRODY NOBLA ZAPOWIADA...

...że walnie rakietami w Damaszek! Czy to początek końca świata, czy Barack Obama oszalał?
Ani pierwsze ani drugie. Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej pragnie w ten sposób pokazać, że jego państwo nadal jest żandarmem świata, wszak prestiż i siła USA w ostatnim czasie bardzo zmalały. Możliwe, że pośle dzieciom syryjskim kilka pocisków śmiercionośnych, aby wypróbować nowe rodzaje rakiet skonstruowane przez dzielnych amerykańskich inżynierów.
Kto dał Ameryce takie prawo?                                                                                                          Polskie media z niespotykaną gorliwością popierają terrorystyczne zabiegi laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Oto Mariusz Zawadzki na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" przedstawia nam dylematy przed, którymi staje Barack Obama i rozstrzyga problem jednoznacznie pisząc: "Ale oprócz trudnych dylematów jest też kilka niepodważalnych faktów. Przede wszystkim- nagrania wideo z rzędami ciał dzieci zagazowanych w zeszłą środę."
Jeżeli wideo jest niezbitym dowodem to, dlaczego ONZ wysyła swoich ekspertów? Dlaczego prezydent Barack Obama nie czeka na ich raport?
Stany Zjednoczone napadły na Irak przedstawiając ludziom całego świata "niezbite dowody", które okazały się kłamstwami bandziorów. Podobne "fakty" przedstawiono napadając na Afganistan i Serbię. Jak więc mamy wierzyć oświadczeniom wielokrotnym kłamcom?
Jeżeli okaże się prawdą, że Baszir al Asad wytruł gazem syryjskie dzieci powinien być ukarany i stanąć przed międzynarodowym trybunałem, za zgodą Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Nie mam takiej pewności jak Mariusz Zawadzki, dlatego protestuję przeciw zamiarom laureata Pokojowej Nagrody Nobla, prezydenta USA, Baracka Obamy.

KONIEC KUGLARSTWA?

Janusz Palikot, w książce "Ja Palikot" ziejącej skromnością, a napisanej przez wybitnego przedstawiciela nurtu krytycznego, Cezarego Michalskiego, wydanej w 2010 roku, oznajmił miastu i światu: " Jak czytałem gazety, miałem wrażenie, że eksperci polityczni zupełnie się pogubili. Pisali o ideologiach, rewolucjach, o wielkich celach, pytali o programy (podkr. ewiranta), rozliczali ministrów. A taka polityka już się skończyła, teraz politycy kierują emocjami mas. Partie mają dotacje, mają pieniądze na marketing, na kampanie, nauczono się omijać media, które dziś zręcznie się rozgrywa. Politolodzy to wszystko potępiają, ale co z tego, polityka zawsze korzystała z wszelkich dostępnych w danej epoce środków. Skoro dziś polityka ma spin-doktorów, ma dostęp do masowych mediów, może wpływać bezpośrednio na emocje mas, to robi to bez żadnych skrupułów." Wierny swojej złotej myśli, Janusz Palikot brylował w mediach bez skrupułów, w neoliberalnych ukazywał się kilka razy dziennie, pajacował, kuglował, sowizdrzalił, o programie nie myślał aż mu elektorat stopniał i Ruch jego imienia znalazł się pod kreską wyborczą. Szkoda, bo przecież poseł Palikot obalił, w spowitej kadzidłami Polsce, kilka TABU. 
Teraz gorączkowo Kwaśniewskiego Aleksandra się chwyta, zapominając, że Aleksander Wielki na chwiejnych nogach chodzi, a po jego świetlanej przeszłości zgliszcza jeno pozostały. Nazwę własnego RUCHU pan Janusz zamierza zmienić i program opracować. Czy to pomoże?
Już kiedyś pisałem w swoim blogu, że Janusz Palikot powinien stworzyć własną telewizję i chłostać bezlitośnie rządzących. Ponawiam propozycję nieco poszerzoną. Telewizję powinien pan Janusz stworzyć wspólnie z Jerzym Urbanem- wybitnym znawcą polityki, umysłem w Polsce niedocenionym. Janusz Palikot najznakomitszy polski komik i Jerzy Urban największy polski cynik zdobyliby rząd dusz i dyktowaliby wszelkim władcom jak służyć społeczeństwu. Rychło ci dwaj bogaci osobnicy staliby się świętymi zwykłych ludzi i biedaków koczujących po śmietnikach.                                                                          Marzenia, marzenia, marzenia...

czwartek, 29 sierpnia 2013

BEZCZELNOŚĆ AMATORÓW

Wczorajsze relacje z obrad Sejmu III RP, a właściwie Kabaretu III RP, wprawiły mnie w osłupienie. Oto wicepremier państwa i minister finansów, pan Jacek Vincent Rostowski z rozbrajającą szczerością i bezradnością amatora oznajmił ni mniej ni więcej, że nic się w finansach państwa polskiego nie stało, bo jedenaście państw też się pomyliło, więc krytyka jego nieudolności jest bez sensu. Amator, JVR czuje się w tej sytuacji rozgrzeszony. Co się zaś tyczy krytyki ze strony opozycji polityki, którą on, JVR uprawia to jest ona dowodem bezradności opozycjonistów, albowiem nie zgłaszają, oni opozycjoniści, żadnych konstruktywnych propozycji. Zaraz, zaraz, ja już kiedyś słyszałem takie argumenty rządzących.
Na pomoc swojemu vice pośpieszył premier-amator i zapewnił, że nie wyleje swojego koleżki-amatora z pracy, bo... i tu powtórzył argumentację JVR. I tak lawirując dotrwają wyżej wspomniani amatorzy do końca kadencji, głosząc wszem i wobec, że im mniej państwa tym lepiej.
Chyba, że my, zwykli ludzie nie wytrzymamy statystycznego dobrobytu i powiemy DOŚĆ! Amatorom.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

NIEZNOŚNY SCHYŁEK LATA

Wypoczęci i pełni optymizmu wróciliśmy z Renią do ojczyzny. Przez 38 dni nie słuchaliśmy radia, nie oglądaliśmy telewizji, nie czytaliśmy gazet i tygodników. Włóczyliśmy się po lasach otaczających Berno, w upalne dni kąpaliśmy się w  Murtensee - temperatura wody 26 st.C. i oczywiście łowiliśmy ryby (liny brały na ciasto). 1 sierpnia, w święto państwowe Szwajcarii, tego trzy dnia miasta-kantony w 1291 roku zawarły wieczysty sojusz w obronie wolności i zapoczątkowały powstanie konfederacji, Gucia wywiozła nas w góry. Święto narodowe Helwetów wyróżnia się tym od innych dni wolnych od pracy, że Szwajcarzy wypijają więcej piwa, wina i czereśniówki. Bawią się i grilują jak zwykle. Ale wieczór jest wyjątkowy. Ledwo tylko zacznie się szarówka miliony sztucznych ogni rozświetla niebo. Kolory i kształty rac rozkwitających na ciemnym tle są wprost niewyobrażalne.Prawie każdy Szwajcar wysyła w przestworza kilka rakiet. Rano, trawniki i skwery wyglądają jak pobojowisko. Służby oczyszczające miasta i wsie uprzątają śmieci błyskawicznie.
Ledwo przekroczyliśmy próg mieszkania w Warszawie rozdzwoniła się komórka. To Ewa: tato Tusk wgrał.
- W totolotka?
- Nie, z Gowinem?
- W piłkę.
- W jaką piłkę, w wyborach.
- Wybierali mistera pobożności?
- Jakiego znów mistera, tato? Lidera PO.
Prowadziliśmy tę rozmowę wieczorem.
Rano włączyłem radioodbiornik. Wszystkie stacje radiowe rozpoczynały swoje serwisy od wiadomości: Donald Tusk... wygrał, zwyciężył, pokonał... Gowina. I zaraz po tej wiadomości: to zwycięstwo jest właściwie porażką, tak naprawdę wygrał Gowin, czy Tusk wyrzuci z PO Gowina? Poseł Niesiołowski, jak przystało na człowieka pobożnego, wypowiada się jednoznacznie przeciw Gowinowi. Przedstawiciele PiS i odszczepieńcy pisowscy przypominają, że Donald Tusk jest mściwy i nie popuści...Tu czegoś nie rozumiem, przecież wygrał, dlaczego miałby się mścić?
I tak podniecają się wzajemnie dziennikarze, posłowie, senatorowie. Prześcigają się w indoktrynowaniu społeczeństwa panegirycy i krytycy Donalda Tuska.
Dziś wybraliśmy się z Renią do "Realu". Wracaliśmy przygnębieni wzrostem cen na podstawowe artykuły.
Pytam więc tych cholernych ogłupiaczy: kiedy zajmiecie się egzystencją zwykłych ludzi?