środa, 6 listopada 2013

MOTYLANOGA - INSTYTUT DZIEŁ RELIGIJNYCH

Spytacie zapewne co ma wspólnego "motylanoga" z "Instytutem Dzieł Religijnych"? Gdybyście śledzili uważnie życie duchowe, i nie tylko, matki naszej przenajświętszej - Kościoła katolickiego, wiedzieli byście, że motylanoga, wedle nauki Kościoła, znaczy "kurwa", a Instytut Dzieł Religijnych to nic innego tylko nazwa banku państwa watykańskiego, osławionego wieloma przekrętami i aferami finansowymi. Nazwy wyżej przytoczone wymyślają najwyżsi kapłani dla zmyłki. Wpływy Kościoła rzymskokatolickiego, sądząc po nazwach są przeogromne. U nas np. nie używa się słowa rdzennie polskiego,mimo ustawy, "brukowiec" lecz zapożyczonego z angielszczyzny - "tabloit", bo doskonale ukrywa prawdę. Albo inny przykład. Partia bogatych, neoliberalnych demokratów choć reprezentuje interesy wąskiej grupy, działająca w rzeczywistości na niekorzyść "zwykłych obywateli", a więc większości nazwała się "Platformą Obywatelską".  Partia ta w przekrętach, w wygaszaniu afer dorównuje kurii rzymskiej.
Skojarzenia i porównania zrodziły się w mojej głowie pod wpływem lektury książki, pod przydługim tytułem "JEGO ŚWIĄTOBLIWOŚĆ TAJNE DOKUMENTY BENEDYKTA XVI". Autor, znakomity watykanista, Gianluigi Nuzzi napisał to bezprecedensowe dzieło posługując się wykradzionymi papieżowi tajnymi dokumentami.
Miłośnicy kryminałów znajdą w książce prawdziwe rozkosze. Poznają finezję tworzenia intryg, toczenia wojen podjazdowych, ukrywania prawdy, tuszowania afer finansowych i obyczajowych.
Kościół powszechny, pisze autor, "jest pasterzem 17 procent ludzkości, a ponadto zarządza królestwem bez granic, którego serce bije w Watykanie. Stoi na czele 4500 biskupów, 405 000 kapłanów, 865 000 członków instytucji religijnych, diakonów, świeckich misjonarzy, katechetów". Jest więc Kościół potęgą, nie tylko duchową, ale przede wszystkim finansową. "...dzięki pewnym plotkom, pisze Nuzzi, jak również dokumentom w naszym posiadaniu można stwierdzić, że audiencje pozwalają zebrać od 40 000 do 150 000 euro dziennie". Dawniej handlowano odpustami, teraz jest w modzie handel audiencjami. Znak to oczywisty, że Kościół staje się ważnym ogniwem neoliberalnej globalizacji. Nauki głoszone przez Jezusa z Nazaretu już dawno się zdezaktualizowały. Wszak purpurowe sukienki i złote ozdoby eminencji są piekielnie kosztowne. O odszkodowaniach za rozwiązłość pasterzy litościwie nie wspominam.
Dysonans między głoszonymi prawdami, a życiem codziennym hierarchów zauważyli zwykli zjadacze chleba, zwłaszcza w Polsce. Dziś już patrzymy na kapłanów krytycznie, nie chylimy kornie głów i zaczynamy sprawdzać.
Oto pani Małgorzata Marenin, feministka i samotna matka, oskarża arcybiskupa Józefa Michalika o zniesławienie, bo naruszył jej dobra osobiste wygłaszając kazanie rodem ze średniowiecza. Czy możecie sobie wyobrazić wystąpienie do sądu przeciw arcybiskupowi dziesięć lat temu?
Pamiętacie przytłaczającą ciszę, jaka zapanowała nad Wisłą po ujawnieniu praktyk arcybiskupa Paetza? I czułe, demonstracyjne uściski najwyższego Kapłana?
Świat szybko się zmienia. Musimy się nauczyć oceniać także rządzących. Przywołać obietnice z kampanii wyborczych i porównać z osiągniętymi rezultatami. Czas przystąpić do przygotowania ocen dla rządzącej koalicji PO - PSL.