niedziela, 30 kwietnia 2017

NA ODCHODNE (ojciec WALENTY CHRZANOWSKI)

Babcia, Aniela Chrzanowska budziła we mnie lęk. Zawsze, gdy z mamą odwiedzaliśmy ją, mieszkała we wsi Nadzież, musiałem powtarzać pacierz i odpowiadać na pytania o Jezusie...Była bowiem osobą bardzo pobożną, surową i dzielną. Wychowała sześciu synów i trzy córki. Dziadka nie znałem, gdy się urodziłem już nie żył.
Jednym z tej Dziewiątki był mój ojciec. Dzięki pomocy ks. prałata Wacława Blizińskiego, ukończył seminarium nauczycielskie, ale nigdy nie uczył, bo nie dostał certyfikatu.  Zaraz po ukończeniu szkoły wcielono go do Korpusu Ochrony Pogranicza, formacji, która "cywilizowała" ludy Ukrainy wcielone do Polski. Wrócił  stamtąd zbuntowany, wziął ślub ze  Stanisławą Grudzińską i natychmiast mnie poczęli. Po dziewięciu miesiącach zawitałem na ten najlepszy ze światów. Opuszczam pierwsze lata dzieciństwa, bo już je opisałem i w kilku zdaniach skreślę żywot mojego taty. Należał do Stronnictwa Ludowego i w chwilach wolnych zajmował się polityką. Był przez pewien czas rządcą w majątku, w Miedzianowie, ale ta przygoda trwała krótko. Mama mi kiedyś objaśniła, że ojciec "zamiast gonić fornali do roboty to ich oświecał i buntował". Z tego wynika, że nie lubił dziedziców. Z Miedzianowa przenieśliśmy się do Kalisza.  Ojciec dostał tu pracę w "Społem". W chwilach wolnych jeździłem z nim na zebrania do Sulisławic, gdzie mieszkał "wujek" Staszek Karpała. U niego odbywały się zebrania ludowców. Był on artystą rzeźbiarzem, tworzył figury świętych do okolicznych kościołów, mieszkał na odludziu i nie budził podejrzeń policji. Na spotkania przychodziła też pani nauczycielka z mojej szkoły. Mogę więc stwierdzić, że wyrastałem w środowisku  politycznym, a w 1938 roku osobiście w polityce zaistniałem. Przewiozłem bowiem w tornistrze ulotki antyrządowe z Kalisza do Strzałkowa. Na kilka dni przed wyborami mama wsadziła mnie do autobusu, poprosiła "szofera", by wysadził mnie na Nadzieży, skąd z wujkiem Kaczmarkiem dotarliśmy wieczorem do Strzałkowa. Dziadek, Antoni Grudziński rozlepił ulotki w nocy, na płotach i drzewach. Gdy wróciłem do Kalisza taty nie zastałem w domu, policja zamknęła go na czas wyborów w areszcie. W domu "granatowi" przeprowadzili rewizję, ale ulotek nie znaleźli. Policja zamknęła tatę także w Opatówku, gdzie był kierownikiem placówki handlowej "Społem" Tuż przed wojną budowano w Szczytnikach pomnik Augustyna Kordeckiego. Furmanki ze Szczytnik przyjechały do spółdzielni "Społem" po cement. Mój tata w rozmowie z nabywcami cementu radził im, aby miast pomnika zbudowali schrony to będzie większy pożytek. Pomnik Niemcy rozwalą - powiedział. Donieśli, gdzie trzeba i tatę zamknęli. Na szczęście po kilku dniach wrócił do domu, wedle słów mamy: "zarośnięty i zmizerowany".
A potem tata poszedł na wojnę, Niemcy pomnik przeora zburzyli, a o tacie na kilka lat słuch zaginął. Kiedy już go opłakaliśmy, pewnego dnia, w połowie 1941 roku dotarła do Strzałkowa przesyłka Czerwonego Krzyża z Lizbony. W ten sposób tata dawał nam znać, że żyje i ma zamiar walczyć za ojczyznę do ostatniego guzika.. Aby nam osłodzić rozłąkę przysyłał w  dwie czekolady Sucharda, pół kilo ziaren prawdziwej kawy i kilkanaście cukierków. Mama zamiast się cieszyć płakała, a babcia zapytała: "gdzie go diabli zanieśli?" Ja i młodszy brat Rysiek wystrugaliśmy ze starej sztachety dwa urządzenia karabinopodobne, ale dziadek nas rozbroił i dzięki temu choć nie bez uszczerbku, wojnę przetrwaliśmy.
W trzecim dniu wojny mojego tatę i pozostałych żołnierzy Niemcy pojmali do niewoli i wywieźli aż pod francuską granicę, gdzie mój tata pracował jako kierowca ciężarówki .Ponieważ żaby i ślimaki tacie nie smakowały pewnego wieczoru  zatęsknił za ojczyzną, wskoczył do szoferki i czmychnął. Ciemności sprawiły, tak mi się wydaje, że pojechał nie w tą stronę, dotarł pod granicę Hiszpanii. porzucił ciężarówkę i przedostał się ( wąwozem Samosierry?)  do ojczyzny Don Kichota. Tam piechotą, nocami przedzierał się do Portugalii. Pewnego popołudnia, w wiosce schwytała go Guardia Civil, i zamknęła w szopie. W nocy hiszpańska dziewczyna uwolniła tatę, nie znał nawet jej imienia, nazwijmy ją Dolores. Dzięki niej dotarł do Portugalii, a stąd do Wielkiej Brytanii. W czasie Najdłuższego Dnia, pod Calais pojazd pancerny, który ojciec prowadził, na minie wyleciał w powietrze. Po sześciu godzinach, rannego tatę znaleźli sanitariusze. Przewieziono go samolotem do Anglii i ... uratowano. Ojciec stracił jedno oko, czaszkę załatano mu srebrną blaszką. Przeżył, ożenił się z poddaną JKM. Ale jego poglądy sprawiły, iż zaczęto go podejrzewać, w domu przeprowadzano kilka razy rewizje. Po śmierci Stalina, w 1953 roku wrócił do ojczyzny. Szukał pracy, odwiedził mnie w Warszawie, zamieszkał kilka dni w akademiku. Razem odwiedzaliśmy znajomych z Kalisza, kilku pracowało w Warszawie. Najważniejszy przyjaciel zajmował we władzach centralnych "Społem" wysokie stanowisko. Gdy go odwiedziliśmy w pracy sprawiał wrażenie wystraszonego. Ojciec wrócił wszak z Zachodu, zimna wojna trwała w najlepsze, a nad Polską krążyło jeszcze widmo Stalina. Zamieszkał u brata Franciszka Chrzanowskiego, kierownika szkoły podstawowej w Ostrówku. Znalazł pracę w PZGS w Wieluniu. Podejrzewano go, że jest szpiegiem... Gdy zacząłem pracować i dostałem mieszkanie (pokój z kuchnią) zamieszkał z nami. Nie mógł znaleźć pracy. Wyjechał do Kalisza, ożenił się i tam umarł. Mój ojciec, Walenty Chrzanowski, człowiek, który usiłował przemienić świat na lepszy.
                                                         OJCIEC z siostrami
                                                          WALENTY CHRZANOWSKI
                                          Pierwszy od prawej - ojciec
                                                   Ojciec z żoną Angielką
Od lewej: Rysiek, ojciec, ja