wtorek, 13 marca 2018

NA ODCHODNE (na innych łamach)


  Dzieląc się wspomnieniami, piszę w pierwszej osobie, nie o mnie jednak chodzi, ale o czasy, w których przyszedłem na świat, w których żyłem, uczyłem się i pracowałem. Prawicowe siły panujące przedstawiają Polskę Ludową, jako państwo gnębione przez komunistów, deprecjonują odbudowę Polski ze zniszczeń wojennych i dorobek pokoleń, postęp cywilizacyjny, rozkwit kultury, awans najbiedniejszych warstw społecznych…
 Z cenzury prawica uczyniła symbol ucisku. W ZSRR i NRD cenzury prewencyjnej nie było, wystarczy porównać prasę polską, radziecką i enerdowską, by sobie uzmysłowić różnicę. W prasie polskiej toczyły się dyskusje i spory, krytykowano negatywne zjawiska i instytucje źle pracujące. Współpracowałem z wieloma redakcjami, na łamach dzienników i tygodników zamieszczałem artykuły, w większości były to materiały krytyczne.
Posłużę się przykładem „Polityki” Artykuł „Beczka śmiechu czy goryczy ?” (Polityka nr 6/ 1966) spotkał się z krytyczną oceną sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR, który orzekł:""Jeśli idzie o niektóre artykuły "Polityki" - jak np. redaktorów: A. Mikke "Stołeczne paradoksy", Paszyńskiego "Mity i City", M. Chrzanowskiego "Beczka śmiechu czy goryczy", to ich wspólną cechą jest tendencja - w oparciu o odpowiednio dobrane i skomentowane materiały - podejmowania problemu generalniejszego, spraw związanych z koncepcją kierowania życiem i rozwojem miasta.
Wedle autorów wspomnianych artykułów władze miasta prawidłową koncepcją rozwoju Warszawy nie dysponują. To natomiast co robią charakteryzuje się brakiem realnych perspektyw, niekonsekwencją." 
Uznałem słowa towarzysza sekretarza za samokrytyczne i pisałem dalej.
Moim artykułem „Polityka” rozpoczynała niezmiernie krytyczny cykl o stanie służby zdrowia „Obyśmy zdrowi byli”, zakończony dyskusją lekarzy, profesorów, pielęgniarek i pacjentów na spotkaniu w Warszawie.
Kierownik działu krajowego „Polityki” redaktor, Józef Śmietański, stwierdził pewnego razu, że nie mogę bez przerwy pisać krytycznie, powinienem pokazać, że widzę także pozytywy. Wręczając mi delegację wysłał mnie w koszalińskie, gdzie w kilkunastu PGR, dyrektorami byli absolwenci wyższych uczelni rolniczych. Pokaż młodych bohaterów. Miałem napisać laurkę. Przywiozłem „DZIESIĘCIU GNIEWNYCH DYREKTORÓW.” (Polityka nr 4 /1968)
Mój artykuł „Oficerowie produkcji czy technokraci” (Polityka nr 32/1968) skrytykował na łamach organu partii ( Trybuna Ludu 16.09. 1968) Juliusz Wacławek. Dostało się też Andrzejowi K. Wróblewskiemu za „Anatomię załogi” ( Polityka nr 33/1968). Odpowiedzieliśmy solidarnie z Andrzejem K. Wróblewskim artykułem „Robotnicy i technokraci” (Trybuna Ludu  nr 275 6.10. 1968).
Z Januszem Kędzierzawskim wzięliśmy w obronę młodego rolnika, Wacława Kupczyka ze wsi Budzicz, w powiecie trzebnickim, gdzie jego rodzice wraz z całą wsią z za Buga po wojnie się osiedlili, żyli i gospodarowali po staremu. Wacław Kupczyk, student III roku Wyższej Szkoły Rolniczej we Wrocławiu sprawdzał swoja wiedzę na 7 hektarach, sprawdzał z powodzeniem, bo kupił „warszawę” produkowaną w FSO. (Sławna kiedyś fabryka już nie istnieje). Sąsiedzi donieśli, gdzie trzeba, że Kupczyk złoty skarb wykopał, a władze zaczęły węszyć, podejrzewać, przesłuchiwać…
 Większość moich artykułów publikowanych na różnych łamach dotyczyła niedoskonałości występujących w Polsce Ludowej. Kiedy dziś słyszę, jak prawicowi politycy usiłują obrzydzić tamte czasy to wiem, że są to ludzie o ograniczonych zdolnościach umysłowych, którzy swoim prostactwem obrażają miliony uczciwych Polaków.







1 komentarz:

Probus pisze...

Gdyby rzeczywiście istniała taka cenzura, jak głoszą, wiele filmów nigdy by nie powstało. Jakoś nie wspominają prawoskrętni, czyja mamusia pracowała w cenzurze. Rozdwojenie jaźni? Pozdrawiam!