poniedziałek, 28 listopada 2016

MATOŁKI NA STOŁKI

Nie należę do nieprzejednanych krytyków Prawa i Sprawiedliwości. Z sympatią obserwuję działalność pana Mateusza Morawieckiego-wicepremiera w rządzie pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Pozytywnie oceniam 500+, z nadzieją oczekuję na komisję, która zweryfikuje reprywatyzację w Warszawie.
Miałem właśnie doświadczyć dobrodziejstwa darmowych leków dla seniorów. Po sześciu miesiącach oczekiwań dostałem się do kardiologa, doktora nauk medycznych, też seniora, który Renię wyleczył z nadciśnienia i pomógł skutecznie rozkołatanemu mojemu sercu. Wręczając mi recepty, pan doktor oświadczył, że  teraz muszę  udać się do lekarza rodzinnego, abym otrzymał jeden lek bezpłatny. I poprosił, bym mu żadnych pytań nie zadawał, bo to nie on podjął taką decyzję, a Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia. Następnego dnia wstałem o 6 rano, aby o 7 ustawić się w kolejce po numerek do lekarza rodzinnego.  Wybraliśmy się z Renią do "naszego doktora" z listą leków, które "nasz doktor" wypisuje nam raz na trzy miesiące. Ku naszemu zdziwieniu "nasz doktor" oświadczył, że jeśli chcemy otrzymać leki bezpłatne to musimy udać się do lekarza rodzinnego, bo on nie ma uprawnień do wypisywania recept na darmowe leki . Jutro znowu o 7 rano ustawię się przed przychodnią  w kolejce, by zapisać się do lekarza rodzinnego. Czy może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego receptę specjalisty musi zatwierdzać lekarz rodzinny? Dlaczego jedną receptę musi wypisywać aż dwóch lekarzy?  Przecież taki proceder wydłuży kolejki do lekarzy rodzinnych. A może chodzi o to, by seniorów zniechęcić do leków bezpłatnych? Diabli wiedzą. Najprawdopodobniej opisane praktyki biorą się stąd, że matołki dostały się na sejmowe i rządowe stołki. 

1 komentarz:

Probus pisze...

Oby "rodzinny" nie odesłał do specjalisty. Pozdrawiam!