czwartek, 11 maja 2017

NA ODCHODNE ( ciocie i wujkowie )

Na zdjęciu od lewej: mama, wujek Józef Grudziński i jego żona Jadzia, ciocia Janka i Kaziu Grudziński jej mąż.
 Irka i Franek CzerwionkowieJulcia i Janek Marcinkowscy

Dziadkowie Józefa i Antoni Grudzińscy-portret ślubny
    Z licznej rodziny wybrałem osoby sercu najbliższe. Dziadkowie, ciocie i wujkowie mieli ogromny wpływ na moje życie.                                                                                                    Wujek Józef wyjeżdżał z dziadkiem "na roboty" do Francji. Tam się ożenił, wrócił do Strzałkowa z żoną i teściami. Był człowiekiem niezwykłej pracowitości i uczciwości. Jego żona, Jadzia już w Polsce Ludowej miała swój wielki dzień. Gdy do Strzałkowa zawitała delegacja z Francji pomogła tłumaczowi. Francuskim mówiła lepiej niż polskim, urodziła się we Francji i tam skończyła gimnazjum.                                                                                       Ciocia Janka, żona wujka Kazia przepięknie śpiewała, z mężem tworzyli niepowtarzalny duet. Wujka Kazia wywieźli Niemcy "na roboty" do Poznania, uciekł stamtąd i ukrywał się przez połowę okupacji. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, Paweł Łuczak utworzył milicję w Strzałkowie, a Kaziu był pierwszym pomocnikiem. Na wiejskim weselu nie pozwolił pobić "obcego" mężczyzny, który przyszedł się zabawić. Założył na rękę biało-czerwona opaskę i powstrzymał kolegów od bitki. Gdy po upływie kilku dni "banda" schwytała Kazia milicjanta, związała mu ręce i zamierzała go rozstrzelać, młodzieniec z wesela (żołnierz bandy) uratował mu życie. Po dwóch dniach Kazia zabrało UB i oskarżyło o współpracę z bandą, Skoro go nie zabili... Przesiedział w więzieniu pół roku.                                                                                                                        Ciocię Irkę Niemcy wywieźli "na roboty" do Niemiec. Tam poznała Franciszka Czerwionkę. Po wojnie pobrali się i żyli długo i szczęśliwie. Gdy młyn w Ciemniku, należący do Franciszka i Ireny Czerwionków upaństwowili Franek z dziadkiem pobudowali dom w Gdyni - Orłowie. Franek był człowiekiem wyjątkowej pobożności. Przyjechałem kiedyś do Gdańska służbowo. Przewodniczący Prezydium WRN, Józef Wołek zaproponował mi zaproszenie do katedry w Oliwie, gdzie miał przyjechać kardynał Stefan Wyszyński.  Franek z pewnym wyrzutem zapytał, dlaczego nie wziąłem zaproszenia? Następnego dnia przywiozłem, z wypisanym imieniem i nazwiskiem. Franek siedział w pierwszy rzędzie, a Kardynał uścisnął mu rękę. Był szczęśliwy. Z Jankiem Marcinkowskim, mężem Julci, przez wiele wieczorów dyskutowaliśmy o naprawie Polski i świata. Major Wojska Polskiego, Jan Marcinkowski był znakomitym żołnierzem i patriotą. Irka i Julcia moje ciotki choć siostry bardzo się od siebie różniły. Irka spokojna i wyważona, w sądach o ludziach i zdarzeniach kierowała się życzliwością i zrozumieniem. Julcia, błyskotliwa i dowcipna surowo oceniała bliźnich. Kiedyś ostro skrytykowała księdza, który usiłował usunąć sprzed kościoła chłopca zbierającego datki na leczenie chorej mamy. Gdyby sługa boży w porę nie czmychnął Julcia przywołałby go do porządku choć była osobą wierzącą. Żartując, pytaliśmy co zamierzała zrobić?                                                                                                                                                      - Nie skrzywdziła bym go - odpowiadała Chciałam mu tylko przypomnieć, że Bóg jest miłością.                                                                                                               

1 komentarz:

Probus pisze...

Opisujesz arcyciekawe zdarzenia. Nie rozumiem tylko: dlaczego "Na odchodne"? Nigdzie nie odchodź i pisz dalej. Cieszyłbym się też widując Cię na forach. Serdecznie pozdrawiam!