niedziela, 7 maja 2017

NA ODCHODNE (mama i Paweł Łuczak)

Tata, wcielony do wojska, poszedł bronić ojczyzny, a mama, Rysiek-mój młodszy brat i ja zostaliśmy w Opatówku. W kilka dni po wkroczeniu Niemców wujek Kaziu przyjechał po nas furmanką. Spakowaliśmy "cały dobytek" bez mebli i ruszyliśmy do Strzałkowa - 20 km. Ostatni widok, jaki zapamiętałem z miasteczka to kilku powieszonych Żydów. Mama zasłoniła mi dłonią oczy. Strzałków, wieś położona z dala od traktów komunikacyjnych wyglądała jakby się nic nie stało. Następnego dnia po naszym powrocie przyjechali na motorach z przyczepami żołnierze niemieccy. Gdy w południe pędziliśmy krowy z pastwiska do obór siedzieli nad rowem, na zakręcie drogi, bluzy mundurów porozpinali, głośno się śmiali, z odkrytym głowami, bo w hełmach mieli pełno jabłek. Karabiny ustawili w kozłach. Nie wydawali się groźni. W bezsenne noce, często jeszcze teraz, wraca do mnie ten obrazek.
W początkach niemieckiej okupacji w Strzałkowie nic strasznego się nie działo. Żandarmi zaglądali tu rzadko. Za to wzmógł się ruch cywilów. W gospodarstwie dziadka pojawiali się często obcy ludzie, niektórzy nawet nocowali. Najdłużej ze wszystkich zatrzymywał się Paweł Łuczak, kolega mojego ojca. Pojawiał się na kilka dni, znikał i znowu wracał. W miarę upływu czasu zostawał co raz dłużej. W końcu stał się domownikiem. Często, w czasie obiadu bądź kolacji mawiał, że "Walek, mój ojciec, prosił go, by opiekował się mamą i nami". Tak się opiekował, że 8 września 1943 roku mama urodziła prześliczną siostrzyczkę, Marysię, którą nazwaliśmy "Dzidką". Potem przyszła na świat Dorota, (nazwana Lalką) i Eugeniusz czyli Jótek. Paweł po wkroczeniu Armii Czerwonej do Strzałkowa utworzył Milicję Obywatelską i za zgodą mieszkańców starą, drewnianą szkołę przeniósł do plebanii. Wraz z kolegami przenosiliśmy ławki. Na schodach plebanii wybuchł mi w rękach., po przekłuciu spłonki agrafką, znaleziony zapalnik od pocisku artyleryjskiego. W ten niewyszukany sposób straciłem palce lewej dłoni. Wieziono mnie do szpitala w Kaliszu kilka godzin furmanką.
Paweł Łuczak, więzień Berezy Kartuskiej szybko awansował do władz wojewódzkich w Poznaniu. Wrócił do Kalisza, bo pokłócił się z komendantem wojennym Poznania. Powojenna rzeczywistość różniła się wielce od jego marzeń, założył więc Biuro Pisania Próśb i Podań. W ten sposób zarabiał na życie i pomagał ludziom.
Na zdjęciach:
1, Mama Stanisława Łuczak
2. Mama i Paweł Łuczak
3. Od prawej: Dzidka, Lalka i Jótek
4. Na zdjęciach kolejno bracia i siostry : Rysiek, Maria, Dorota, Eugeniusz i szwagier, Adam Świątek - też mój brat.







1 komentarz:

Probus pisze...

Za zapalnikiem mogło gorzej skończyć się. Do dziś groźna jest ta "zardzewiała śmierć". A życiorys bardzo ciekawy. Pozdrawiam!