niedziela, 18 czerwca 2017

NA ODCHODNE (o Reni i Teni)

W pierwszym poście w wielkim skrócie napisałem o Reni. Renię i jej starszą siostrę Teresę (Tenię) poznałem w liceum, w Wieluniu. Ich mamę, Halinę Krysztofińską, nauczycielkę w Masłowicach, zabrali Niemcy w 1943 roku i zamęczyli. Dziewczynki zostały same, cierpiały głód i zimno. Zimą w izbie, gdzie mieszkały ściany pokrywał szron. Dzięki pomocy dobrych ludzi przetrwały wojnę. Gdy je 
poznałem mieszkały w internacie. Razem spotykaliśmy się w stołówce prowadzonej przez zakonnice. Dziewczynki wyróżniały się pilnością, inteligencją i charakterem. Dyrektor liceum pan, Wojciech Rzutkowski, spokrewniony z siostrą przełożoną usiłował wysłać sieroty na wakacje do gospodarstwa przyklasztornego. Grzecznie, ale stanowczo odmówiły. Po mamie państwo przyznało nam renty, panie dyrektorze, wakacje spędzimy na obozach harcerskich. Renia była już wtedy hufcową zuchów. Nie lubiła „czerwonych”, mnie tolerowała, bo należałem do Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”.
Była dziewczyną bardzo wierzącą. Pewnego dnia poinformowała mnie, że po wakacjach przenosi się do Łodzi. Na pytanie dlaczego odpowiedziała, że pragnie szybko zdobyć zawód. Początkowo sądziłem, iż opuszcza szkołę, bo powiedziałem jej, że nie wierzę w Boga. A może dlatego, że przed wspólną recytacją wiersza na akademii pierwszomajowej założyłem jej czerwony krawat?
Przeżyłem jej decyzję bardzo boleśnie. Uczyliśmy się razem, zwłaszcza angielskiego. Żona mojego ojca była nauczycielką w Glasgow. Wysyłałem jej, po angielsku wypracowania, które poprawiała wytykając mi błędy. Po pewnym czasie przekazała mnie swojej uczennicy, Doreen Fiurness. Doreen dała adres Reni swojej koleżance, a ta pomagała Reni w angielskim. Listy czytaliśmy i odpowiadaliśmy na nie razem. Nie usiłowałem Reni zatrzymać.
Przeniosła się do Łodzi do Liceum Gospodarczego, a Tenia do Wrocławia, gdzie ukończyła szkołę położnych i pielęgniarstwa. Pewnego dnia przed Kongresem Obrońców Pokoju „Dziennik Łódzki” opublikował Reni wypracowanie. Znalazłem się w sztafecie obrońców pokoju podążającej z Wielunia do Łodzi, gdzie się spotkaliśmy. Pogratulowałem jej publikacji. I od tej pory prowadziliśmy korespondencję. Odwiedzałem Renię wielokrotnie, bo jako aktywista ZMP jeździłem często do Łodzi na narady w zarządzie wojewódzkim. Renia tylko raz przyjechała do Wielunia, o czym w następnym wspomnieniu.
Teraz zapraszam do obejrzenia zdjęć.
ZDJĘCIA :






1 komentarz:

Probus pisze...

Przeczytałem z uwagą, jak i poprzednie. Serdecznie pozdrawiam!