Na wygnaniu czyli na stancji bawiliśmy z Ryśkiem
Hałaczkiewiczem niezbyt długo. Dyrektor Wojciech Rzutkowski odszedł na
emeryturę, a nowy dyrektor Aleksander Wiankowski przyjął nas do internatu.
Internat przy liceum mieścił się na pierwszym piętrze w jednej wielkiej sali.
Przy ścianach stały piętrowe łóżka a w środku kilka stołów do odrabiania
lekcji. Gdyby mieszkańcy internatu chcieli jednocześnie odrabiać lekcje nie
starczyło by miejsc dla wszystkich.
Pewnego
popołudnia wkroczył do internatu pan Stefan Choczaj, woźny liceum i głosem
pełnym dostojeństwa oznajmił : „uczeń Mirosław Chrzanowski natychmiast do pana
dyrektora.” Strach mnie obleciał. Idąc za panem woźnym, w panice usiłowałem
sobie przypomnieć co ja znowu zrobiłem… Pan dyrektor
Wiankowski przywitał się ze mną, poprosił bym usiadł i zapytał, jak mi się
mieszka w internacie? Dlaczego ojciec nie wraca z Anglii? Podał mi kartkę
papieru i zapytał czy ja ją napisałem. Potwierdziłem.
- Piszesz, że twój ojciec służył w Korpusie Ochrony
Pogranicza czy pamiętasz, w którym roku?
- W 1929 –odpowiedziałem.
- A ty się urodziłeś w 1931-zauważył dyrektor. Nie był
więc wtedy twoim ojcem, zgadzasz się ze mną?
Dyrektor zrobił mi wykład z historii i poprosił
abym więcej nie pisał o tym w
życiorysach, bo mi to może zaszkodzić W jego obecności zniszczyłem
własnoręcznie napisany życiorys, a następnego dnia, na dużej przerwie,
przyniosłem dyrektorowi nową wersję.
Pan dyrektor Wiankowski wielokrotnie ze mną rozmawiał,
podsuwał mi książki do czytania, a pewnego razu zaproponował bym uczył
analfabetów czytania i pisania. Wzbraniałem się, tłumacząc, że sam nie wiele
jeszcze umiem.
- Poradzisz sobie.
Przez siedem miesięcy w świetlicy ZMP, trzy razy w
tygodniu stawałem przed czternastoma „uczniami”, dorosłymi ludźmi i pomagałem
im opanować alfabet i zapamiętać tabliczkę mnożenia. Trzy osoby zrezygnowały,
znalazły pracę na Ziemiach Odzyskanych. Jedenastu moich „uczniów” dotrwało do
końca nauki i otrzymało świadectwa ukończenia kursu. Do dziś pamiętam ich
radość. Cieszyłem się wraz z nimi.
O bogatym w wydarzenia życiu w liceum można by napisać
książkę. Wspomnę o kilku. Dowiedzieliśmy się pewnego dnia, że trzech naszych
kolegów, uczniów liceum aresztowano i zabrano do Łodzi. W nocy wynieśli oni z
kościółka św. Barbary, położonego na obrzeżach miasta, figury świętych i
porzucili na trawie. Sąd skazał ich na kilka lat więzienia.
Głośnym echem w mieście odbiło się zdjęcie w naszym
liceum portretu Stalina. Wielu uczniów przesłuchiwano w Urzędzie
Bezpieczeństwa. Jednego usunięto ze szkoły.
Największym jednak wydarzeniem w szkole był artykuł i
rysunek zamieszczony w „Sztandarze Młodych”, w którym wymieniono moje imię i
nazwisko oraz nazwiska trzech kolegów (dwa zmienine) „Sztandar Młodych”
skrytykował nas za pijaństwo. W liceum zawrzało. Nie spodziewaliśmy się takiej
reakcji. Koleżanki i koledzy, a nawet całe klasy, wysłały do redakcji
dziesiątki listów. Z Warszawy przyjechał do Wielunia dziennikarz Krzysztof
Kąkolewski. Przekonał się, że rysunek i tekst zamieszczony w „Sztandarze
Młodych” na podstawie kłamliwej informacji są od początku do końca nieprawdziwe,
bo nie mieszkaliśmy już w tedy w internacie, a w baraczku, w pomieszczeniu,
które sami wyremontowaliśmy za zgodą dyrektora Wiankowskiego i przy pomocy
finansowej szkoły (zakup wapna do bielenia ścian, stołu i krzeseł). Barak, w
którym mieszkaliśmy (Ireneusz Kustrzeba, Mieczysław Tomczyk, Jan Szewczyk i ja)
był oddalony od internatu o około 30 metrów, nawet gdybyśmy darli się
najgłośniej nie słyszano by nas w internacie.
Dla mnie wpadka „Sztandaru Młodych” miała także aspekt
pozytywny. Renia, przeczytawszy łotrowski artykuł przyjechała z Łodzi, by
sprawdzić, bo ani przez chwilę nie wierzyła w to co przeczytała w „Sztandarze
Młodych”. Znaczyło to, że mnie kocha. Nie sprawdziły się też przepowiednie
łotra - korespondenta.
Maturę zdałem z dyplomem przodownika nauki i pracy
społecznej. A to oznaczało, że bez egzaminu mogę studiować na każdej uczelni.
Wybrałem dziennikarstwo.
ZDJĘCIA :
1. Mieszkańcy internatu
2.Pani prof. Bolesława Karasińska z uczennicami
3.Modne były, zaraz po wojnie takie zdjęcia.
4. Zdjęcie z bratem Ryszardem na tle ratusza w Wieluniu
5.
ZDJĘCIA :
1. Mieszkańcy internatu
2.Pani prof. Bolesława Karasińska z uczennicami
3.Modne były, zaraz po wojnie takie zdjęcia.
4. Zdjęcie z bratem Ryszardem na tle ratusza w Wieluniu
5.
1 komentarz:
Ktoś nawet ładnie rysował. Długo przechowało się. Gratuluję i pozdrawiam!
Prześlij komentarz