niedziela, 9 lipca 2017

NA ODCHODNE (szkoła życia)

Na wygnaniu czyli na stancji bawiliśmy z Ryśkiem Hałaczkiewiczem niezbyt długo. Dyrektor Wojciech Rzutkowski odszedł na emeryturę, a nowy dyrektor Aleksander Wiankowski przyjął nas do internatu. Internat przy liceum mieścił się na pierwszym piętrze w jednej wielkiej sali. Przy ścianach stały piętrowe łóżka a w środku kilka stołów do odrabiania lekcji. Gdyby mieszkańcy internatu chcieli jednocześnie odrabiać lekcje nie starczyło by miejsc dla wszystkich.
  Pewnego popołudnia wkroczył do internatu pan Stefan Choczaj, woźny liceum i głosem pełnym dostojeństwa oznajmił : „uczeń Mirosław Chrzanowski natychmiast do pana dyrektora.” Strach mnie obleciał. Idąc za panem woźnym, w panice usiłowałem sobie przypomnieć co ja znowu zrobiłem…                                  Pan dyrektor Wiankowski przywitał się ze mną, poprosił bym usiadł i zapytał, jak mi się mieszka w internacie? Dlaczego ojciec nie wraca z Anglii? Podał mi kartkę papieru i zapytał czy ja ją napisałem. Potwierdziłem.
- Piszesz, że twój ojciec służył w Korpusie Ochrony Pogranicza czy pamiętasz, w którym roku?
- W 1929 –odpowiedziałem.
- A ty się urodziłeś w 1931-zauważył dyrektor. Nie był więc wtedy twoim ojcem, zgadzasz się ze mną?
Dyrektor zrobił mi wykład z historii i poprosił abym  więcej nie pisał o tym w życiorysach, bo mi to może zaszkodzić W jego obecności zniszczyłem własnoręcznie napisany życiorys, a następnego dnia, na dużej przerwie, przyniosłem dyrektorowi nową wersję.
Pan dyrektor Wiankowski wielokrotnie ze mną rozmawiał, podsuwał mi książki do czytania, a pewnego razu zaproponował bym uczył analfabetów czytania i pisania. Wzbraniałem się, tłumacząc, że sam nie wiele jeszcze umiem.
- Poradzisz sobie.
Przez siedem miesięcy w świetlicy ZMP, trzy razy w tygodniu stawałem przed czternastoma „uczniami”, dorosłymi ludźmi i pomagałem im opanować alfabet i zapamiętać tabliczkę mnożenia. Trzy osoby zrezygnowały, znalazły pracę na Ziemiach Odzyskanych. Jedenastu moich „uczniów” dotrwało do końca nauki i otrzymało świadectwa ukończenia kursu. Do dziś pamiętam ich radość. Cieszyłem się wraz z nimi.
O bogatym w wydarzenia życiu w liceum można by napisać książkę. Wspomnę o kilku. Dowiedzieliśmy się pewnego dnia, że trzech naszych kolegów, uczniów liceum aresztowano i zabrano do Łodzi. W nocy wynieśli oni z kościółka św. Barbary, położonego na obrzeżach miasta, figury świętych i porzucili na trawie. Sąd skazał ich na kilka lat więzienia.
Głośnym echem w mieście odbiło się zdjęcie w naszym liceum portretu Stalina. Wielu uczniów przesłuchiwano w Urzędzie Bezpieczeństwa. Jednego usunięto ze szkoły.
Największym jednak wydarzeniem w szkole był artykuł i rysunek zamieszczony w „Sztandarze Młodych”, w którym wymieniono moje imię i nazwisko oraz nazwiska trzech kolegów (dwa zmienine) „Sztandar Młodych” skrytykował nas za pijaństwo. W liceum zawrzało. Nie spodziewaliśmy się takiej reakcji. Koleżanki i koledzy, a nawet całe klasy, wysłały do redakcji dziesiątki listów. Z Warszawy przyjechał do Wielunia dziennikarz Krzysztof Kąkolewski. Przekonał się, że rysunek i tekst zamieszczony w „Sztandarze Młodych” na podstawie kłamliwej informacji są od początku do końca nieprawdziwe, bo nie mieszkaliśmy już w tedy w internacie, a w baraczku, w pomieszczeniu, które sami wyremontowaliśmy za zgodą dyrektora Wiankowskiego i przy pomocy finansowej szkoły (zakup wapna do bielenia ścian, stołu i krzeseł). Barak, w którym mieszkaliśmy (Ireneusz Kustrzeba, Mieczysław Tomczyk, Jan Szewczyk i ja) był oddalony od internatu o około 30 metrów, nawet gdybyśmy darli się najgłośniej nie słyszano by nas w internacie.
Dla mnie wpadka „Sztandaru Młodych” miała także aspekt pozytywny. Renia, przeczytawszy łotrowski artykuł przyjechała z Łodzi, by sprawdzić, bo ani przez chwilę nie wierzyła w to co przeczytała w „Sztandarze Młodych”. Znaczyło to, że mnie kocha. Nie sprawdziły się też przepowiednie łotra - korespondenta.
Maturę zdałem z dyplomem przodownika nauki i pracy społecznej. A to oznaczało, że bez egzaminu mogę studiować na każdej uczelni. Wybrałem dziennikarstwo.
ZDJĘCIA : 
1. Mieszkańcy internatu
2.Pani prof. Bolesława Karasińska z uczennicami
3.Modne były, zaraz po wojnie takie zdjęcia.
4. Zdjęcie z bratem Ryszardem na tle ratusza w Wieluniu
5. 












1 komentarz:

Probus pisze...

Ktoś nawet ładnie rysował. Długo przechowało się. Gratuluję i pozdrawiam!