Gdy po
wprowadzeniu stanu wojennego Jasiu Grzelak mnie nie zweryfikował czyli wyrzucił
z pracy, podobny los spotkał Renię, znaleźliśmy się w olbrzymiej pustce. Renia
odwołała się do sądu i sprawę wygrała, do pracy wróciła tylko na jeden dzień,
by pokazać złoczyńcom, że nie maja władzy absolutnej i okazać im pogardę.
Do mnie przyjechał, czego się nie
spodziewałem, Julian Bartosz z Wrocławia i zaproponował mi pracę. Nie znajduję
słów, aby wyrazić mu za to wdzięczność. Okazał się moim przyjacielem, gdy
znalazłem się w sytuacji beznadziejnej.
W końcu, z Chełmskiej przeniosłem się na
Wilczą, do Krajowej Agencji Wydawniczej, którą kierował Dobrosław Kobielski,
człowiek urodzony jedno pokolenie za wcześnie, znakomity menedżer, świetny
organizator, wielki i odważny ryzykant. Lista jego zalet jest nieskończenie
długa, w tym miejscu wspomnę jeszcze o jednej, dawał swoim pracownikom dużo
swobody, nie ingerował w pomysły, porażki twórcze podwładnych przyjmował ze
spokojem i zrozumieniem. KAW wydawał nie tylko książki, drukował pocztówki,
tłoczył płyty winylowe, czasowo dla zdobycia dewiz skupował makulaturę, by
kupić pierwszy w Polsce „fotoskład,” tak się wtedy nazywało komputerowe „
łamanie tekstów książek.”
Przyjęto mnie w KAW
życzliwie. Abym się nie nudził Kobielski zlecił mi realizację filmu reklamowego
o firmie. Dzięki temu poznałem szybko potęgę KAW, odwiedziłem bowiem wszystkie
oddziały wojewódzkie KAW zbierając materiał do scenariusza.
Trafiłem do redakcji
„Wydawnictw Seryjnych.” i zostałem zastępcą redaktora naczelnego, miałem do
dyspozycji jednoosobowy pokój, biurko i trzy krzesła. W pokoju stała ogromna
szafa, a w niej… o tym w innym odcinku. To właśnie w mojej redakcji powstawał
głośny wówczas i ceniony „Ekspres Reporterów”, wydawano powieści, poezję,
książki sportowe, kucharskie i poradniki.
Kierownik redakcji
sportowej, Tadeusz Olszański przyszedł do mnie z pomysłem stworzenia „czytadła”
książki do pociągu, dalekobieżnego autokaru, do kolejki, do poczekalni lekarskiej.
Pomysł podobał mi się bardzo. Tytuł budził zastrzeżenia. Zaprosiłem więc
redaktorów wszystkich działów, by podyskutować o „czytadle”. Uczestnicy
dyskusji zgłosili różne propozycje, nie szczędzono nam krytyki. Magda
Czaputowicz, koleżanka ze studiów, wręcz pomysł zniszczyła. Zarzuciła nam, że
będziemy ogłupiać ludzi. W takiej atmosferze powstały „Fikcje i Fakty”. Tytuł
wymyśliła Anna Susicka. Pierwszy numer (nakład 50.000) rozszedł się, jak
świeże, pachnące bułeczki. I wtedy zaczęły się, niespodziewane, kłopoty… (CDN)
1. Okładka pierwszego zeszytu Fikcji i Faktów.
2. Okładki FiF z różnych okresów.
1. Okładka pierwszego zeszytu Fikcji i Faktów.
2. Okładki FiF z różnych okresów.
2 komentarze:
Przybyłem, ujrzałem, przeczytałem.
Pozdrawiam!
Dziękuję.
Prześlij komentarz