środa, 13 grudnia 2017

NA ODCHODNE (brygada żniwna)

Profesora, Karola Modzelewskiego w czasach jego młodości (1955 r.) wysłano na brygadę żniwną do PGR, gdzie zobaczył „...wielkie majątki ziemskie w stanie kompletnego upadku…” „Spaliśmy w prymitywnych barakach na zapchlonych siennikach, ale nie przyjechaliśmy przecież do eleganckiego hotelu, a z plagą pcheł walczyliśmy, paląc i wymieniając słomę.” Przytoczyłem fragmenty z książki „Zajeździmy kobyłę historii, wyznania poobijanego jeźdźca” , by wyrazić mu współczucie, że miał pecha, bo ja dwa lata wcześniej (1953 r.) w towarzystwie koleżanki z roku, nie przymuszany przez nikogo pojechałem do PGR-u w powiecie węgorzewskim, gdzie miałem doskonałe warunki i miesiąc ciekawych wakacji. W tym samym czasie, Renia, (Wydział Filologii Polskiej UW) też z własnej woli, znalazła się w PGR, gdzie przeżyła nawet, o tym nie wiedząc, spotkanie z ministrem Państwowych Gospodarstw Rolnych.
O przygodzie Reni i mojej serdecznej koleżance za chwilę. Teraz kilka słów o zachowaniu żniwnych koleżanek i kolegów z różnych uczelni i środowisk, znających wieś z literatury. Dla nich wszystko w tym PGR było egzotyką, ja urodzony i wychowany na wsi czułem się jak w domu, a kierownik gospodarstwa powierzył mi nawet traktor, którym dokonywałem podorywek ściernisk. 
Spaliśmy w czystych pomieszczeniach, a posiłki nie różniły się od tych, które przygotowywała moja babcia, Józefa  Grudzińska, w Strzałkowie.
Renia Krzysztofińska, moja sympatia wiązała snopki w innym PGR. Pewnego dnia w samo południe, gdy słońce prażyło niemiłosiernie brygada studencka zrobiła sobie przerwę i właśnie w tym momencie na polnej drodze pojawiło się kilka czarnych limuzyn. Renia nie pamięta czy były to czarne wołgi, bo motoryzacja nigdy ją nie interesowała. Pamięta natomiast, że z samochodów wysiadło kilku mężczyzn w czarnych garniturach, a najwyższy z nich ryknął: do roboty darmozjady i leniuchy. Ledwo skończył Renia wstała ze snopka i odpowiedziała: jest pan źle wychowanym człowiekiem, bo zamiast powiedzieć dzień dobry wymyśla nam od darmozjadów. Nie jest to pana folwark… w tym momencie dostrzegła, że mężczyźni stojący za wysokim dają jej znaki, by przestała mówić. To ją rozsierdziło jeszcze bardziej i wygarnęła wysokiemu co o nim myśli. Zapytana o nazwisko przedstawiła się i powiedziała, gdzie studiuje.
Kurz jeszcze nie opadł po odjeżdżających samochodach, gdy dowiedziała się, że obraziła ministra PGR, Hilarego Chełchowskiego. Po powrocie na uczelnię  rektor Uniwersytetu Warszawskiego, pan Stanisław Turski zaprosił Renię na rozmowę, wysłuchał relacji, westchnął głośno i życzył Reni dobrych ocen na egzaminach.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę tu, że wiele koleżanek z roku darzyło mnie zaufaniem. Renia mówiła, że jestem „babskim sołtysem”. Przychodziły do mnie po porady, zwierzały się ze swoich przeżyć i kłopotów. Darzyły mnie zaufaniem, bo umiałem słuchać i nikomu nie powtarzałem naszych rozmów. Jedna, bardzo piękna koleżanka, podarowała mi nawet swoje zdjęcie z dedykacją „Najmilszemu koledze z wydziału. Weronika” Imię jest nieprawdziwe. Do dziś przechowuję je w albumie. Mniej urodziwe koleżanki trochę jej dokuczały, a ja często ją broniłem. Przed zakończeniem roku akademickiego właśnie, pochodząca z rodziny robotniczej, nie najlepiej sytuowanej, zapytała mnie jak będę spędzał wakacje? Odpowiedziałem, że wybieram się na brygady żniwne. Mogę z tobą jechać?
 Wyruszyliśmy razem do PGR-u na żniwa i nasza przyjaźń trwała do końca studiów. Minęły lata. Pewnego dnia dowiedziałem się o spotkaniu autorskim mojej pięknej koleżanki. Kupiłem natychmiast książkę. Kiedy skończyła swoją opowieść podszedłem z książką prosząc o autograf. Zorientowałem się, że mnie nie poznała.
- Weroniko, nie poznajesz mnie?
- Nie, jak się nazywasz?
- Chrzanowski
- To ty mnie wysłałeś na żniwa do PGR-u!
Zaniemówiłem. Mój przyjaciel z czasów studiów, gdy mu powtórzyłem rozmowę, pocieszył mnie: nie przejmuj się, teraz wielu beneficjentów Polski Ludowej twierdzi, że straszliwie cierpiało za PRL.






2 komentarze:

Probus pisze...

Jeździło się na wykopki, sadzenie lasu. Oby go nie wycięli w ramach dekomunizacji. Pozdrawiam!

DO CHRZANU pisze...

Puszczę już dekomunizują.